DRAPAK RODEO 2013 !
W długi łikend majowy Strzelecki odłam Panda Racing
postanowił zrealizować długo i misternie przygotowywany plan wygrania
lansowanego na małą konkurencję dla Erzbergu -
DRAPAK RODEO w Czeskich Petrikovicach.
Wystartowaliśmy 2
maja ze Strzelec Opolskich w squadzie:
Tomek z Sylwią, Sebastian z Beatą, Dominik z Anią i ja z Karoliną . Na bardzo ładnie położone i przygotowane kwatery w miejscowości Vlcice koło Trutnova
przybyliśmy szybko i sprawnie. Jak na prawdziwych POLSKICH sportowców przystało
należalo poddać się aklimatyzacji w Czeskim otoczeniu. Zabieg ten u wszystkich
uczestników przebiegł wyjątkowo radośnie i tanecznie :)
Skoro przyjechaliśmy z zamiarem pokazania Czechom jak się
jeździ enduro, pomimo skutków ubocznych aklimatyzacji, podeszliśmy do sprawy
wyjątkowo profesjonalnie. Na miejscu, gdzie spodziewaliśmy się, że odbędzie się
Prolog przeanalizowaliśmy każdy korzeń, załamanie terenu, podjazd, zjazd.
Takiego teamu od analizy terenu życzyłby sobie nie jeden trialowiec.
Zapisy miały odbyć się o godz. 17, więc po obiedzie wróciliśmy,
lecz organizator, w swoim zwyczaju jak
się później okazało, na poczekaniu przełożył termin otwarcia biura na godzinę 19.
Zatem dokonaliśmy ponownie jeszcze gruntowniejszej analizy trasy – bowiem w
biurze zawodów i od orgaznizatorów nie dało się niczego dowiedzieć.
Na szczęscie popołudniową porą dojechał do nas „PANDA RACING
RESCUE TEAM” w składzie : Łysy, Ola,
Sebastian, Kropek z Dagą i Tymkiem.
Kamień spadł nam z serca bo wiedzieliśmy, że ich pomoc na trudnych
elementach trasy może być zbawienna.
Dzień startu – odprawa 8:30. Prolog 9:30. Spodziwaliśmy się
10 minutowego Prologu bowiem o godz. 16
miały odbyć się zasadnicze kwalifikacje. Tymczasem dowiadujemy się że Prolog trwa 90 minut i ma charakter Cross
Country . Bez ładu i składu, podziału na klasy 120 ridersów ruszyło w górę stoku
narciarskiego, tam miał odbyć się start.
Od jego wyników zależało kto pojedzie
Drapak RODEO 25 km, a kto DRAPAK RODEO EXTREM ponad 30 km, wzbogacone o
naprawde extremalne odcinki. Było wyjatkowo mokro, całą noc padało i chyba
kilka dni wcześniej też. Dziwnym sposobem, a w zasadzie sprytem i wyrachowaniem
J udało się mi i
Sebastianowi zająć miejsce w pierwszej linii startowej. Ruszyliśmy zatem z najlepszymi w stawce co okazało się zgubne. Po 10 minutach
trasa rozchodziła się na zieloną i czerwoną czyli extrem, z tej racji, że
lecielismy z największymi „dzikami” nie
sugerując się znakami, rozumem, a owczym pędem wjechaliśmy na extrem.
Gdy
zobaczyłem stromy, błotnisty podjazd w lesie i Czechów wywracających się jeden koło drugiego,
wtedy zrozumiałem swój błąd. Nagle
spostrzegłem Sebastiana, który po chwili odpoczynku zapiął 2-kę w swoim Ktm-ie
i pełnym ogniem zdobył szczyt. Pomyśląłem easy..., zrobię dokładnie to samo, dwa
.. łokieć i ... dupa... mi zabrakło umiejętności. Dopiero za 3 podejściem i
desperackim ataku – gdzie to Gas Gas prowadził mnie, a nie ja jego znalałem się
na górze. Po karkołomnym zjeździe dojechaliśmy do miejsca gdzie była kolejna długa
i męcząca walka z podjazdem, tam razem z innymi stał Łukasz z zagotowanym
płynem chłodniczym, zmartwiłbym się tym gdyby nie fakt, że z większości
atakujących podjazd motocykli wydobywała
się buchająca para. Po krótkiej pogawędce, której treści nie można tu zacytować,
okreslającej warunki i poziom trudności
zawodów, ruszyłem dalej.
Tym razem wybrałem 1 bieg i jazgot wysokich obrotów, po kilku glebach i obowiązkowych odpoczynkach zdobyłem szczyt. Alleluja....dalej już było pięknie, prawdziwe enduro, były odcinki trialowe, jazda strumykiem, uskoki , belki, aż do momentu – jak zwykle zjazdów i podjazdów w lesie po korzeniach, no i wiadomo błocie. Gdy sił już brakowało, a ręce były zbetonowane, palce na klamkach sprzęgła i hamulca drętwiały, przyjąłem komiczną pozycję na motocyklu na narciarza, a jedyną myślą która mną kierowała – „brak gleby bo sie nie pozbieram”.
Tym razem wybrałem 1 bieg i jazgot wysokich obrotów, po kilku glebach i obowiązkowych odpoczynkach zdobyłem szczyt. Alleluja....dalej już było pięknie, prawdziwe enduro, były odcinki trialowe, jazda strumykiem, uskoki , belki, aż do momentu – jak zwykle zjazdów i podjazdów w lesie po korzeniach, no i wiadomo błocie. Gdy sił już brakowało, a ręce były zbetonowane, palce na klamkach sprzęgła i hamulca drętwiały, przyjąłem komiczną pozycję na motocyklu na narciarza, a jedyną myślą która mną kierowała – „brak gleby bo sie nie pozbieram”.
Urozmaicona trasa wprowadzała
mnie w prawdziwą huśtawkę nastrojów, zaraz po lesie znowu piękne endurowe
zakręty i zajzd po stoku narciarskim, niestety jak u Hitchcocka kończące się
prawdziwym dramatem – kamienisty podjazd w wąwozie o długości 300-400 metrów. Stanąłem
zobaczyłem jak inni sobie z tym radzą – odpocząłem, obmyśliłem taktykę: „wbijam 2kę i na półsprzęgle balansując
motocyklem jak Jervis Graham, lecę do góry usmiechając się do zgromadzonych tam
kibiców”. Jak zaplanowałem tak też zrobiłem
przez pierwsze 5 metrów, gdzie na kolejnym kamieniu mnie podbiło przebiłem bieg
na 1-kę i bez ładu składu, w totalnej
anarchii i ujadającym silniku, bez pozorów
techniki, z jednym postanoweiniem – byle się nie zatrzymać rwałem miotany ku
górze. Nie wiem jakim sposobem, ale bez upadku i z jednym postojem zdobyłem
szczyt. Po paru winklach zajechałem na upragnioną metę. Pomimo że pozostało mi
jeszcze trochę czasu na rozpoczęcie drugiego kółka, postanowiłem oszczędzać
siły na popołudniowe kwalifikacje, które miały potrwać 60 minut. Gdy dojechałem do Pando-wiczów, dowiedziałem
się że Sebastian pojechał na drugie kółko co moim zdaniem graniczyło z szaleństwemJ, a Łukasz zrezygnował z
dalszej walki pomimo kilku prób na błotnistym podjeździe w lesie.
Dowiedzieliśmy się od orgazizatora, że nasza „SKUPINA B”
pojedzie tą samą trasą o godzinie 16. Pojechaliśmy na obiad i odpoczynek. Po
zregenerowaniu łapek, pleców i motocykli, rozstawiliśmy najlepszych i
najsliniejszych kibiców – Kropka i Łysego z pasami transportowymi do wciągania
nas w lesie na podjzadach. Morale wzrosło 3-krotnie, podjazdy były bardzo
wyczerpujące, a teraz byliśmy spokojni. PANDA RESQUE TEAM wciągnie nas nawet na Mt
Everest –nic nie było juz straszne.
Tylkonam się wydawało...., bo straszna to .....była
organizacja – tuż przed startem dowiedzielismy się, że organizator przyspieszył rozpoczęcie zawodów ze względu
na padający deszcz i wszyscy nasi rywale pojechali godzinę wcześniej o 15 L. Tym sposobem
zostaliśmy zakwalifikowani na 120 ridersów po Prologu Serbastian na 68 miejscu
a ja na 82 i wystartujemy wwyścigu głównym w DRAPAK RODEO z ostatniej lini
statowej.
Cross country DRAPAK RODEO rozpoczęło się punktualnie w
niedzielę o 9:30. Ruszyliśmy tą samą trasą, lecz już potwornie wyjeżdżoną,
miejscami koleiny były po siedzenie w motocyklu. Jednak tym razem mogliśmy
liczyć na Łyego i Kropka którzy czekali z linami na podjeździe w lesie, i nasze
Panda Girls, które służyły pomocą na kamienistym wąwozie przed metą. Nie do przecenienia jest
pomoc zawodnikowi na zawodach po upadku
lub wymagającym odcinku trasy.
Obydwaj z Sebastianem wniedzielę zrobiliśmy po dwa okrążenia
w czasie 120 minut , Seba dużo szybciej i jak nieoficjalnie sie dowiedzieliśmy
zajął 4 miejsce. Mojego i Łukasza
miejsca jeszcze nie znamy ponieważ ceremonia
ogłoszenia wyników była dopiero po 18, a na internecie jeszcze ich do
dzisiaj nie zamieszczono.
Podsumowując:
Czechom nie pokazałem jak się jeździ , ale to oni nauczyli
mnie :) .
Na nic zdały się treninigi na torach motocrossowych, czy prostych, pionowych, ale
twardych podjazdach na Opolskich
kamieniołomach. Była to weryfikacja umiejętności technicznej jazdy po górskich
lasach, kamieniach i korzerniach . Pomimo, że już po wcześniejszych zawodach
Cross Country w Kłodzku byłem obyty z błotem, to za mało, trzeba więcej i
więcej, bo gdy widzę błoto, zamykam gaz,
spinam poślady i szukam najłatwiejszej
drogi przejazdu, gdy Czeski Rider z
Petrikovic, odkręca manetę, idzie na gumę i wali w największą breję środkiem :) .
Pozdrawiam Michał
link do filmów : http://www.vervaracing.cz/report_-videa
Gratulacje za wyczyn dla wszystkich startujących!:)Takie zawody uczą dużej pokory ;) Ja tylko chciałem się dopytać czy jechaliście też przez ten domek, co go można na video zobaczyć? Pzdr
OdpowiedzUsuńSuper, że daliście radę - gratulacje!!
OdpowiedzUsuńPodsumowanie genialne, dokładnie się z nim zgadzam!!!
Petrikovice to istny hardcore ale fajny i długo się o takich zawodach pamięta :D
Patka
Super wynik, dwa okrążenia w dwie godz. to naprawdę rewelacja. Michał nie odpuszczaj, Czeskie enduro to prawdziwa szkoła jazdy, a im człowiek lepiej jeżdzi tym bardziej zdaje sobie sprawę jak wiele jeszcze nauki przed nim i dla tego enduro to taki fajny sport.Maciek
OdpowiedzUsuńmam zamiar kupić honde cr 125 2003 r. motocykl działa ale ma słabą kompresje i jest na nicasilu ile mogła by wynieść naprawa góry nie orientujecie się .
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
jeśli dobrze poszukasz jest ciekawy artykuł o nicasilu i jego regeneracjach, naprawach etc na motox.com.pl w temacie porady albo serwis. druga opcja to telefon do najblizszego serwisu w Twojej okolicy.
Usuńwie ktoś jak z częściamy do motocykli tm ??
OdpowiedzUsuńTM ostatnio pojawił się w Polsce jako marka, pewnie wiekszosc częsci jest dostępna, jak nie od ręki to na zamowienie na pewno. sugeruje telefon do najblizszego serwisu, ktory zalatwi sprawe ;)
Usuńwitam mam pytanie do jakiegoś znawcy tematu ponieważ jestem zielony w tym temacie czy jest sens kupna motocykle z tłokiem o selekcji d na nicasilu
OdpowiedzUsuńz góry dzięki i pozdrowienia dla PANDA RACING
będzie w tym roku chorągiewka ??
OdpowiedzUsuń