Wyjazd do Belgi był jednym z tych wydarzeń które
mają duży wpływ na to co chciałabym robić w przyszłości. O możliwości
uczestnictwa w treningu FIM dowiedziałam się w ostatniej chwili, więc
przygotowania też były szybkie i trochę desperackie. Na trzy dni przed wyjazdem
okazało się że mój Gas Gas nie jest zdrów, urwał się jeden z dwóch zaworów
wydechowych. Na szczęście awarie udało się usunąć i byliśmy gotowi na stawienie
czoła Belgijskiemu enduro.
Na miejsce dojechaliśmy późną porą, trzy godziny
snu, szybkie śniadanie i wyruszyliśmy na miejsce treningu. Po przybyciu na
miejsce, pomijając nie przerwane opady mżawki, naszym oczom ukazał się wspaniały
ośrodek stworzony tylko z myślą o nieustającej frajdzie z jazdy na motocyklu. I
tak, znajdowały się tu: tor do super moto z pięknymi odcinkami asfaltowymi,
przeplatanymi szutrówkami z wyprofilowanymi bandami i whoopsami. Największe
wrażenie robił wyasfaltowany, niemal pionowy podjazd. Na co dzień
organizowane są tu zawody supermoto i chyba jest to jeden z najbardziej
profesjonalnych torów w Europie. Cały ośrodek leży w wąwozie, więc oba jego
zbocza są usiane mnóstwem leśnych podjazdów i zjazdów, jest to raj dla
miłośników extrem enduro i trialu. Oprócz tego, znajdują się tu dwa tory do
enduro i MX. Ten ostatni nie był nam pokazany, bo po prostu nie starczyło
czasu. Samo szkolenie było skierowane do dziewczyn posiadających już licencje
międzynarodowe. Zrozumiałe jest więc że poziom jakiego oczekiwali szkoleniowcy
miał być odpowiedni do posiadanej licencji.
Moje jak i pozostałych dziewczyn z Polski obawy
częściowo się potwierdziły i łatwo nie było. W szkoleniu oprócz naszej czwórki
Polek wzięły udział dziewczyny z Francji, Szwecji i Słowacji. Było przede
wszystkim widać różnicę w dynamice jazdy. Francuzka Audrey Rossat co prawda nie
porażała techniką ale jej prędkość była imponująca. Nic dziwnego jest to w
końcu czołowa zawodniczka Mistrzostw Europy i Świata. Szwedka Hanna Berzeluis
robiła wrażenie przygotowanej najbardziej wszechstronnie, Słowaczki Karin
Hostinska i Katarina Jurickova najlepiej prezentowały się na podjazdach niczym
kozice górskie wspinały się po śliskich leśnych zboczach. Nasz Polski team (Aśka Modrzewska, Aga Smolińska, Ola Kowalik i ja) mimo
najmniejszego doświadczenia w trudnych zawodach enduro radził sobie bardzo dzielnie.
Myślę, że nadrabiałyśmy ambicją i chciałyśmy jak najwięcej wynieść z treningu.
Szkoleniowcy: Włoch Maurizio Micheluza i Thierry Klutz z Belgii podzielili
uczestniczki na dwie grupy. Jedna grupa jeździła a druga obserwowała słuchając
jednocześnie komentarzy trenerów. Bardzo widoczne były różnice u poszczególnych
dziewczyn w technice jazdy. Nie tylko my popełniałyśmy podstawowe błędy które
natychmiast były korygowane przez trenerów. Oczywiście były też pochwały za
dobrze wykonaną robotę. Ogólnie panowała miła i twórcza atmosfera (a do
dzisiaj śnią mi się słowa: good, perfect, not so bad i najlepsze completely wrong! :D ).
Mam nadzieję, że nadarzy się jeszcze okazja na
wzięcie udziału w podobnym przedsięwzięciu i choć na chwilę znajdę się w tak
magicznej endurowej rzeczywistości!
FOTKI MACIEK
FOTKI MACIEK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz