Google Website Translator Gadget

niedziela, 7 sierpnia 2011

Trening w gogolińskiej dżungli

Nasza 4-osobowa ekipa (ja GG125, MaciekB GG250, Łukasz OO. GG125 i Rezi GG250) wyruszyła późnym rankiem, z małym opóźnieniem, lekko po 10-tej.
Ja w roli prowadzącej poczułam presję i zapierniczałam jak głupek – za co później przy okazji tankowania dostałam opieprz :).
Na pierwszy rzut padł nasz otmicowsko-dzikowski odcinek – tu role się zamieniły, Maciek wyruszył pierwszy, za nim Rezi i Łukasz a na końcu ja (jako najwolniejszy ludek z ekipy).
Próba w Otmicach (jakby to nazwał xrElek) „cudowna” :D. Zjazdy, podjazdy, trawersy, kamienie, głazy – super ! Jedzie się w sumie nieźle, choć są momenty zaskakujące. Próba ciągnie się przez jakiś czas dając wspaniałą przyjemność z jazdy. Nie trzeba jechać w góry jeździć czy wypoczywać, wystarczy przyjechać na próbę by zapomnieć o cywilizacji ! Odcinek przejechaliśmy raz i od razu łapki nam spuchły, ja w pewnym momencie nie miałam siły żeby motocykl odpalić (czyli spuchłam już cała) – dobrze, że zjawił się Łukasz i kopnął mi GAS-a.
Po próbie krótki odpoczynek w cieniu i jazda na stację dotankować GAS-iki. W między czasie jak się zbieraliśmy Rezi robił popisową akcję kręcenia się wkoło, co zakończyło się nie fajnym upadkiem i kontuzją kolana.

Naciąganie nogi !

Na stacji do tankowaliśmy motorki i camelbagi, i ruszyliśmy dalej – kierunek Gogolin !!!

Tankowanie

Znów prowadzę naszą ekipę ale już w wolniejszym tempie – jedziemy tradycyjną ścieżką, zbaczając gdzie niegdzie, m.in. na piaskownię, na której zaliczyłam pierwszą glebę :) - i tu znów stwierdzam, że buty do supermoto nie specjalnie nadają się do enduro – no chyba, że jest ktoś wytrawnym jeźdźcem, co nie musi się podpierać jak ja ! Po piaskowni dalszą drogą prowadził Maciek (chyba stwierdził, że było żółwie tempo :) ). Zaliczamy kopalnie od jakiejś innej strony a dalej już standard podjazd i ścieżka po starym wyrobisku i tu znów ja jadę i szukam ciekawej ścieżki !! I znalazłam ale przodem puściałam Maćka. Maciek zjechał, ja się zsunęłam na nogach obok motocykla, Rezi i Łukasz też zjechali – fajowo – mamy nową trasę :D.

Rezi na zjeździe

W Gogolinie zaczęliśmy tradycyjnie, najpierw próba a później ostatnio wyszukana nowa ścieżka (trochę pobłądziliśmy ale generalnie trzymaliśmy się trasy). Jak wyjechaliśmy z nowo/starego odcinka pojechaliśmy dalej w kierunku dawnych, zapomnianych już ścieżek. Niestety nie trafiliśmy na nie - za to wjechaliśmy w całkiem nowe dzikie miejsce :P. Przebijaliśmy się przez najciaśniejsze zarośla, to w górę, to w dół, przez ukryte belki i głazy uffff …. i ten okropny żar z silników i z nieba.

Łukasz OO. w dżungli

W pewnym momencie Rezi by ratować kontuzjowane kolano nie podparł się nogą i na zjeździe poleciał na bok (jakoś tak), w końcu zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Wszyscy dyszeli i pili co było do picia. Ja chyba się przegrzałam bo dostałam dreszczy i miałam gęsią skórkę a było mi ciepło, reszta w miarę ok.
No dobra jedziemy dalej i tu pac, i leżę - nie trafiłam nogą na korzeń a dalej już było za nisko jak dla mnie więc padłam a motor na mnie. Niestety pozycja była na tyle dziwna, że nie umiałam się podnieść i tu z pomocą przyszedł Łukasz (podniósł i odpalił motor) dzięks. W tym momencie marzyłam by słońce zmieniło się w ulewny deszcz !!! Trasa prowadziła przez prawdziwą dżunglę, taką jaką się widzi na filmach albo jeszcze gęstszą tyle, że z Polskimi krzakami i zaroślami. Dobrze, że Maciek jechał pierwszy i krzyczał, że tylko kawałek jeszcze i jest już wyjazd. Ufffff ….. !!!! Jak już wyjechaliśmy z dżungli trzeba było się ochłodzić. Zdecydował się na to tylko Maciek :D położył się w kałuży i leżał tak chwilę aż zrobiło mu się lepiej. Reszta z lekkim zdziwieniem tylko patrzyła :) hi hi, no dobra ja też nabierałam wody w ręce i polewałam twarz. Niestety w camelbagach nic już nie mieliśmy dlatego wybór padł na najbliższą wodę.

Odpoczynek ....

Po zagotowaniu się w dżungli postanowiliśmy pojechać do pobliskiej knajpki na coca-cole i lody, tam też okazał się że aparat po dżungli też ma dość i na dzisiaj odmówił posłuszeństwa – dlatego fotek nie mamy :( no trudno.
Po dłuższym odpoczynku, jeszcze w knajpce dojechał do nas super spóźniony Qudłaty TE250 !!! I dalej pojechaliśmy już razem. Jeszcze raz na próbę ale w przeciwnym kierunku i dalej na drugą stronę na podjazd. Pierwszy Maciek, pierwsza próba zakończona rezygnacją i nawrót za drzewkiem, druga próba - jest udało się! Następny Łukasz, pierwsza próba prawie udana ale moto tak niefortunnie się zatrzymał, że lepiej było go dociągnąć do góry niż ciągnąć w dół. Maciek pojechał z pomocą i wciągneli GAS-a. Druga próba super udało się – co to były za okrzyki radości, w tym momencie przydałby się działający aparat do uwiecznienia nie tyle wjazdu co okrzyków :D. Następny w kolejce był Qudłaty, pierwsza próba zakończona niepowodzeniem, druga to już profeska !!! Super. Rezi odpuścił ze względu na nogę a ja ze względu na stres.
Szybka decyzja czy wracamy dłuższą drogą czy krótszą i jedziemy dalej – wybór padł na dłuższą trasę.
Pojechaliśmy starym jeszcze innym zapomnianym wyrobiskiem na mój ulubiony zjazd, przed którym zawsze pękam i tym razem też spękałam zblokowałam hamulce, zamknęłam oczy i bęc gleba. Motor podniosłam ale już nie odpaliłam – dobrze, że Łukasz cały czas jechał z tyłu (jak dobra wróżka :D) i mi pomagał odpalać.
No dobra jedziemy dalej, generalnie super ale sił mi brakowało coraz bardziej i już na najprostszych przeszkodach nie dawałam rady – już tylko nogi trzymały motor a reszta latała jak chciała. I tak wracaliśmy do domu trochę starymi, trochę nowymi odcinkami aż dotarliśmy do domu zmęczeni jak nigdy (no za wyjątkiem Maćka i Łukasza, którzy przeżyli zawody w Kielcach), no i Rezi raczej też nie był zmęczony, a Qudłaty tym bardziej bo dołączył do nas trochę później. Tak więc chyba tylko ja byłam zmęczona lecz zadowolona z Niedzielnego wypadu.

8 komentarzy:

  1. Z moim kolanem będę gotowy na next weekend , tak własnie smakuje chwila głupoty .

    OdpowiedzUsuń
  2. Szybkiego powrotu do zdrowia Rezi! a co do niedzielnego wypadu to z opisu wychodzi, żem ja się dobrze sprawował jako MOTO ASSISTANCE ;) ale podjazd rzeczywiście po zdobyciu to była euforia nie do opisania! a tak w ogóle to "ale było gorąco!!" :]

    OdpowiedzUsuń
  3. siema ludy.czytam i wierzę ,że dobrze sie ujerzdżacie ,żal -ja liczę dni do zrosta.no ale po dwudziestym wracam do ostrych treningów.tak tryzymać na gas-ie .pozdro .fly p.s. przeorajcie tą dzunglę i ode mnie

    OdpowiedzUsuń
  4. Fjanie że ciepło, u mnie temp stale powyżej 30 w cieniu i w nocy. Tu nawet chodzić sie nie da w południe, jajecznice robi się wystawiając patelnie za okno. Pozdrowienia dla ekipy z Azji równikowej :)
    Oj poszalalo by się. Rozumiem Elka tez mi już brakuje kontaktu z GG.
    Big Maciek

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo GAS GAS to jest takie coś, którego nigdy nie ma się dość !!!! brym brym ....
    ... i można przyrównać go do Lokomotywy Tuwima:
    "Nagle - gwizd!
    Nagle - świst!
    Para - buch!
    Koła - w ruch!...
    Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
    I kręci się, kręci się koło za kołem,
    I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
    I dudni, i stuka, łomoce i pędzi." :D
    Patka

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dudni ,stuka to korba lub tłok sie kończy :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale mi dowaliłeś :D - a miało być tak poetycko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. licencja poetica : coś tak szło .teraz zacytuj PATKA ze swojego tomika ... . a mój robi tak drym ,drym albo imbir,imbir -wiadomo .trzeba porównać . szacun dla nowego image na moto "dżungla gogolińska" .pozdro dla ekipy P.R. .FLY

    OdpowiedzUsuń