Google Website Translator Gadget

wtorek, 26 lipca 2011

REDBULL ROMANIACS

A teraz czas na Redbull Romaniacs.

Oglądanie zawodów było częscią naszego urlopu. Razem z Ola i Łysym zapakowaliśmy się do autka, motory na przyczepkę i pojechaliśmy się wygrzać w słonecznej Chorwacji. Zdecydowaliśmy się zatrzymać na wyspie KRK. Upal, kamieniste plaże, przezroczysta woda, czyliw wszystko super … tylko czemu nie było gdzie pojeździć motorkami a i temperatura temu nie sprzyjała.

Po 4 dniach znudziło nam się wygrzewanie na słońcu i ruszylismy w dalszą podróż - kierunek Rumunia.
Do Sibiu, gdzie odbywały się zawody dojechaliśmy w piątek po południu. Szybko zlokalizowaliśmy kamping znajdujacy się w miejscowosci Cisnadioara (ok 12 km od Sibiu), gdzie rozpakowaliśmy się i spowrotem ruszyliśmy do Sibiu. Wieczorem odbywał się w centrum trening Prologu. Prolog miał miejsce na jednej z głównych dróg Sibiu, w samym centrum miasta. Ku naszemu zdziwieniu trasa była dosyć krótka, ale skladajaca się z kilku prostszych i kilku ciekawych przeszkód: najazd na kladke, przejazd przez opony, przejazd miedzy oponami zwisajacymi z gory, stromy podjazd lub najazd na rampe i piaszczysty zjazd, przejazd przez skalki. Wśród zawodnikow dosrzeglismy dziewczynę. Okazała się nia być młoda Rumunka, Sorina Sandu, która pokazała ze potrafi całkiem sporo :)

Trening Prologu

Po treningu wróciliśmy na kamping pogrilować i zaplanować nastepne dni. W sobotę rano miały się odbyć eliminacje Prologu a po południu finał. Postanowiliśmy pojechać tylko na eliminacje zawodników klasy PRO i zostać na finały. Niestety nie wiedzieliśmy, że w Rumunii trzeba dodać jedną godzinę i na eliminacje się spóźniliśmy. Do finałów bylo 2,5 godziny, mieliśmy zatem czas, ku uciesze Michała i Łysego J pozwiedzać stare miasto, które jest bardzo ładne. Tuż przed rozpoczęciem finałów Prologu zaczęła się ulewa, w związku z czym start trochę się przesunął. Czekając na start poznaliśmy parę polskich autostopowiczów (Tomka i Ewę), którzy mając legitymację z radia dostali przewodnik po zawodach przeznaczony dla mediów. Znalezliśmy w nim lokalizacje ciekawych punktów trasy wszystkich dni zawodów, mogliśmy zatem zaplanować każdy dzień tak, aby zobaczyć chociaż część trasy J
Wkrótce finaly Prologu się zaczęły. Zawodnicy byli podzieleni na kilka klas: PRO, Expert single, Expert team, Hobby Single, Hobby team i trial. Pogoda nie dawała za wygraną. Caly czas dookoła grzmiało i co chwilę padał mocny deszcz. Zawody jednak nie zostaly przerwane, jednak jeden fragment zostal wykluczony, ponieważ było za ślisko. Prowadzący entuzjastycznie komentował poczynania zawodników – szkoda tylko, że po rumuńsku. Wśród profesjonalistów Prolog zdomiował Graham Jarvis.

Po powrocie na kamping postanowiliśmy w koncu trochę pojeździć. Najpierw Michał z Łysym pojechali na mały rekonesans terenu, a później ja z Ola do nich dołączyłyśmy. Nie od razu załapałyśmy bakcyla rozleniwione po kilku dniach na Chorwacji :)

Wieczorem przy grillu zaplanowaliśmy trasę na nastepny dzien. Oprocz prologu zawody trwać mialy przez kolejne 4 dni. 2 dni trasa wiodly wokół Sibiu, 3ci dzień z Sibiu do Orastie (odległego o ok. 100 km) i ostatni dzień z Orastie do Sibiu. W każdym dniu zawodnicy startowali ok 7:30. Postanowiliśmy więc, że w poniedziałek też tak wstaniemy i zobaczymy jeden lub dwa punkty, które wcześniej podpatrzyliśmy w przewodniku dla mediów. Plan był dobry, ale…

Budziki nastawione na przed siódmą, trochę ociągając się udało nam się wstać J Szybka kanapka w biegu i wsiadamy na motory. I tu zaczynają się kłopoty. Najpierw nie może odpalić Huśka Łysego a chwilę później również mój Gazik odmówił posłuszeństwa. W obu przypadkach zakończyło się na wymianie świecy.

Wymiana i reanimacja świec

Niestety trochę czasu minęło i nie było szans żebyśmy zdążyli dojechać do któregokolwiek z punktów by oglądać przejazd zawodników. Mimo wszystko postanowiliśmy pojechać do punktu Nicolai. Michał obrał przywództwo i górkami kierowaliśmy się do celu. Michał zafundował nam las, trochę podjazdów i zjazdów a na końcu przejazd kamienistą rzeczką. Później trzeba było się jakoś z niej wydostać - w grę wchodził jedynie podjazd. Pierwszy ruszył Michał i bez większych problemów jego WR pociągnęła do góry. Potem przyszła moja kolej. Niestety trochę z Gazikiem się męczyliśmy tym bardziej że nie było za bardzo miejsca na rozpęd i ostatecznie Łysy poprowadził nas kawałek dalej na łagodniejszy podjazd.

Za miejscowością gdzie miał być jeden z punktów trasy dojechaliśmy do jakiegoś wyrobiska (poprowadziły nas tam wiszące wstążki Husaberga - oznaczenie trasy). Droga szutrowa, dosyć szybka doprowadziła nas w końcu do dosyć długiego i wąskiego podjazdu. Dla chłopaków bułka z masłem, mi nie poszło już tak gładko – ścieżka wąska, z lewej przepaść a z prawej atakujące drzewa :) Na raty w końcu udało się podjechać. Michał skoczył na szybki rekonesans dalszej części trasy. Dalszy jej fragment okazał się jeszcze trudniejszy i zdecydowaliśmy się zawrócić i pohasać gdzieś po górkach. Po drodze Łysemu dalej szwankował co jakiś czas motocykl, a Oli padł zapłon in trzeba było ruszać na pych. Decyzja – powrót do kempingu. Z Michałem skoczyliśmy jeszcze na dwie górki i też wróciliśmy.

Okazało się że w Husce trzeba było wyregulować zawory, na nieszczęście jedna płytka była za gruba.

Następnego dnia z samego rana ruszyliśmy więc na poszukiwania sklepów motocyklowych. Niestety w żadnym nie było potrzebnej płytki. Ostatecznie uderzyliśmy do Obi i chłopaki zaopatrzyli się w papier ścierny. Tym sposobem udało się doprowadzić płytkę do pożądanej grubiści i ku uciesze wszystkich Huska w koncu odpaliła. Tego dnia jednak zbyt wiele nie pojeździliśmy …

We wtorek trasa zawodów miała już być znacznie dłuższa i miała biec do odległego o ok. 100km od Sibiu, Orastie. Na nasze szczęście dwa punkty kontrolne były jeszcze w niedalekiej odległości, więc postanowiliśmy spróbować szczęścia. Tym razem udało nam się wstać znacznie sprawniej. I zdąrzyliśmy dojechać do podjazdów przeznaczonych tylko dla zawodników pro (i chyba experts). Pierwszy podjazd profesjonalistom nie sprawiał najmniejszego problemu, chociaz kilku ekspertów musuało kilka razy próbować tam swoich sił.

Zawodnicy pojechali, szybka decyzja jedziemy dalej. Kolejny podjazd był już tylko dla PROsow, nie dało się pokonać go samodzielnie. Na górze czekali już kibice/organizatorzy którzy wciągali na linach zawodników i ich maszyny. Michał z Łysym również bez zastanowienia skoczyli do pomocy.

Michał z Łysym wyciskają z siebie siódme poty żeby pomóc zawodnikom.

Ostatni zawodnik przejechał i znowu wsiadamy na nasze maszyny i dzida w dalszą trasę. Szutrowa droga prowadzić miała do przejazdu pod góre nurtem rzeczki. Niestety po drodze Michał złapał gumę (chyba 8 w tym sezonie!). Z Olą ruszyłyśmy na rekonesans trasy. Po drodze spotkalyśmy zawodnika klasy Hobby single z Hiszpanii. Okazalo się że padła mu świeca. Niestety chłopaki nie mieli w zaopatrzeniu odpowiedniego klucza żeby mu pomóc. Jedyne co mogliśmy zrobić to odcholować Oskara do głównej drogii.

Później w tył zwrot i powrót na trasę. Podjazd rzeczką niby wydawał się prosty, ale niestety nas pokonał. Ola złamała klamkę sprzęgła, więc z Łysym ruszyli do kempingu a później Michałowi spadł łańcuch i połamała się cała jego osłona.W kempingu szybki serwis zepsutych maszyn i decyzja – jedziemy dalej! Takie tereny, że aż grzech nie pojeździć J Z Olą skończyłyśmy trochę wcześniej dając tym samy okazję by chłopaki mogli się trochę wyszaleć. Niestety, skończyło się to ofiarą w postaci mojego telefonu którego używaliśmy jako nawigacji. Było zbyt późno i ciemno by go szukać.

Z samego rana w trójkę z Michałem i Łysym urządziliśmy sobie górski spacer w poszukiwaniu telefonu, gdyż Michał był prawie 100% pewny w którym miejscu mógł zguibić telefon. Nic bardziej mylnego – poszukiwania zakończyły się jednynie sporą zadyszką.
Zaplanowany na ten dzień (środa) finał miał mieć swój koniec w samym centrum Sibiu. Pierwszych zawodników można było oczekiwać na mecie ok 12. Zdążyliśmy w sam raz na przyjazd najlepszych: Graham Jarvis, Chris Birch, Andreas Lettenbichler, Paul Bolton, Melcior Faja, Xavier Galindo, Darryl Curtis. Postanowiliśmy poczekać również na przyjazd startujących dziewczyn Soriny i Andrei.

Dla Panda Racing Graham Jarvis

Po finale szybko zawinęliśmy się spowrotem na kemping, przebraliśmy w motociuszki i jazda w górki. Ależ tam są tereny!!!

Dzięki przewodnikowi dla mediów wiedzieliśmy że wieczorem w centrum Sibiu w Pubie odbyć się miała impreza Redbull Romaniacs z rozdaniem nagród. Oczywiście postanowiliśmy się tam wybrać. Klimat imprezy super, wszyscy zawodnicy bawiący się razem, rozdanie nagród, karaoke. Bawiliśmy się prawie do białego rana :)

Redbull Romaniacs Party

W czwartek pogoda z rana nie sprzyjala jezdzie zbierało się na solidną ulewę. Postanowiliśmy wykorzystać ten czas i pojechać na trasę transfogarską. Mimo niesprzyjającej pogody, widoki super.

Trasa Transfogarska

Gdy tylko zobaczyliśmy że się przejaśnia zawróciliśmy w stronę kempingu by wykorzystać ostatnie chwile pobytu w Rumunii na polatanie po tamtejszych górach naszymi maszynami. Jeden podjaz i znowu pech. Zlamalam klamke hamulca :/. Na szczęście mając takich mechaników wymiana nie trawała długo :) Ruszyliśmy w górę ścieżką długch i śliskich podjazdów, która zaprowadziła nas w ślepy zaułek. Trzeba było jakoś zjechać, a po burzy nawierzchnia mega śliska. Na szczęście bez większych siniaków udało nam się zjechać na dół. Później próba podjazdu w górę po kamienistej rzeczce. Pozytywnie zmęczeni wróciliśmy do kempingu. To był nasz ostatni dzień jazdy :( Chciałoby się zostać dłużej, ale nastepnego dnia z rana trzeba było się pakować i wracać do domku.

Pakowanie
Jeśli chodzi o same zawody to podobały mi się bardziej niż Erzberg. Dlaczego? Przede wszystkim na pewno były to lepsze zawody dla zawodników, ciekawe i wymagające trasy, mniejsza liczba zawodników powodująca brak „korków” na trasie. Dla widzów: brak opłaty za oglądanie, trasa bardziej rozległa, ale można było ją śledząc własnym dwukołowcem, zawody i zawodnicy bardziej dostępni dla fanów. No i klimat rozdania nagród :) Polecam wszystkim!
Nasza ekipa
Trochę więcej fotek można znaleźć tutaj.

6 komentarzy:

  1. Super wyprawa i super przygody :) - oby więcej takich. Do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ho! no następnym razem trzeba startować w redbulkach dziewczyny i chłopaki ;)Super podróż, pozazdrościć. ps. a ta Serina to chyba na GG 250 4T smiga, he?

    OdpowiedzUsuń
  3. No za rok to by trzeba spróbować własnych sił!!Wszystko jest dla ludzi,klasa hobby jest w naszym zasięgu.Maciek

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest to jakaś myśl, tylko obawiam się że koszty związane ze startem mogą być pewną przeszkodą :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasa spora ale można się postarać o dofinansowanie,albo z organizować cykl zawodów i coś zarobić.Zawsze jednak trzeba liczyć na siebie,dziewczyny byłybyście pierwszymi polkami w tych zawodach.Maciek

    OdpowiedzUsuń
  6. Cykl zawodów by się na Opolszczyźnie przydał ale domyślam się że jest to bardzo skomplikowane. Winów powoli umiera;/Sławq

    OdpowiedzUsuń