Google Website Translator Gadget

wtorek, 14 czerwca 2011

12.06.2011 CC Kamienna Góra w piasku i pyle

Uff, wreszcie udało mi się wygospodarować trochę czasu na opisanie wrażen z niedzielnego wypadu na Cross Country. A więc zaczynamy!

Tym razem miejsce rajdu znajdowało się w pięknych okolicach miasta Kamienna Góra, niedaleko Wałbrzycha. Organizatorem zawodów był Klub Sportowy „Motocross” Kamienna Góra. Z tego co zrozumialem na odprawie chlopaki po raz pierwszy organizowali u siebie tego typu impreze, a w przygotowaniach rajdu pomagal znany już nam wszystkim MK Siedlęcin.

Tak na marginesie to miło jeździć w walbrzyskie rejony nie tylko dla rywalizacji.
Wrażenia estetyczne górskich łańcuchów nie są nam obojętne. Najważniejsze jednak to ogromna frajda z jazdy po wzniesieniach, których brakuje nam przecież w okolicach Opola.

Zgodnie z harmonogramem imprezy start zaplanowany został na godzinę 12tą. Pomni wcześniejszych doświadczeń związanych ze zbyt wczesnym wstawaniem na zawody umówiliśmy się na wyjazd z Opola o 8mej rano. Wystarczająco, żeby się wyspać, zdążyć dojechać na czas i nie być zbyt ospalym na starcie. Do przewozu czterech zacnych GasGas`ów posluzyl nam (a jakże) bus MParts. W imprezie z naszego bloga zdecydowali się wziąć udzial Maciek B (GG EC250 2T), Patka (GG EC125 2T), Maciek-Tatsu (GG EC250 4T) oraz autor we wlasnej osobie (GG EC125 2T).

Droge w kierunku Walbrzycha mamy juz tak opanowaną, że mogę śmialo stwierdzić jedziemy ją z zamkniętymi oczami. Ja, Maciek i Patka w busie, a kolega Tatsu osobno samochodem z córą Anią, która później będzie nam strzelać apartem milion zdjęć (a gdzie one są..?;). Jeszcze wyjeżdżając z Opola MParts`i martwią się, że będzie gorąco (w opolskim ostro świeci slońce). Szybko rozwiewam ich zmartwienia - sprawdzilem dzień wcześniej pogode. W Kamiennej ma być 14-18 stopni a nawet ma troche padać. Dzień zapowiadal się idealnie na endurowe hasanie. Co prawda po drodze w okolicach Walbrzycha zaczelo dość mocno lać z nieba, ale po chwili przestalo. Paradoksalnie poprawilo nam to humory - rajd mial być piaszczysty, więc odrobina wody na pewno na trasie nie zaszkodzi. Pylu spod opon będzie mniej, a i my się w nim nie udusimy :).

W okolicach 10:30 dojeżdzamy do Kamiennej Góry. Troche kluczymy po uliczkach (ok - do Dakaru z GPS`u się jeszcze zdąże doksztalcić :P), ale w końcu szczęśliwie odnajdujemy miejsce dzisiejszej kaźni. Na pierwszy rzut oka radość w naszych sercach rośnie - kawalek trasy i start-meta, którą widać z parkingu zapowiada się bardzo obiecująco. Poniżej zdjęcie, które pstryknąlem zaraz po przyjezdzie na miejsce - sami powiedźcie czy nie czujecie choćby odrobiny podniecenia na taki widok? :)



Na miejscu witają nas przyjaciele z Panda Racing oraz oczywiście nasi waleczni opolscy zawodnicy - Andrzej S. i Marcin J. aka Janosik. Koledzy Marcin i Andrzej dość mocno zdominowali klasę E1 swoimi osiągnięciami i powoli zaczyna się między nimi ostra rywalizacji o pierwsze miejsce w generalce. Pozazdrościć osiągnięć i umiejętności jeździeckich. Miejmy nadzieję, że do końca sezonu będziemy świadkami ich zaciętej walki oraz związanych z tym emocji w Pucharze Dolnego Śląska. W tym momencie bezwzględnie należy wymienić pleć piękną, która zdecydowala się (lub zostala przekonana;) do udzialu w imprezie. Karolina (EC 125 2T) oraz Ola (CRF 230F) z Panda Racing odważnie wpisaly się na listę zawodników. I to od razu do klasy E1 z pozostalymi zawodnikami! Brawa, brawa i jeszcze raz brawa za hart ducha i podejście do sprawy dla wszystkich trzech reprezentantek z opolskiego :)

Karolina z Panda Racing dopieszcza przed startem swoją osę EC125T. W tle niezniszczalna TTR230 i jeździec Gregory Lenard.

W dość szybkim tempie, bo niewiele czasu zostalo zapisujemy się w biurze zawodów. Standardowo placimy w okolicach stówki za zabawę - w tym przypadku 80PLN za start + 20 PLN za ubezpieczenie. Odprawa zawodników odbywa się przez glosniki napędzane generatorem spalinowym - fajnie, bo bardzo dobrze wszystko slychac, nie musimy stać blisko biura i prowadzącego. W tym czasie zajmujemy się ubieraniem konstrukcji ochronnych na nasze sportowe sylwetki ;) Z glosników dowiadujemy się, że:
1. trasa jest dość krótka, ale techniczna - 3,5km
2. w większości jest piasek
3. są strome uskoki, które oznaczone są tabliczką wykrzyknikiem i trzeba uważać (nie wolno zeskakiwać w dól)
4. jest miejsce gdzie można wybrać podjazd (trudniejsza opcja) lub objazdem przez blotko (oooo jak my to lubimy;)
Nabici w ochraniacze i wiedzę zasiadamy na nasze moto i ruszamy na start do kóleczka zapoznawczego.

Tatsu w przygotowaniach z pomocą Ani. Na pierwszy plan nie wiem jakim cudem wbil się nienaturalnie czysty GasGas MParts`ów :P

Koleczko zapoznawcze daje nam poznać, co takiego koledzy z Kamiennej Góry przygotowali dla amatorów offroad. Chmara motocykli przewala się w równym tempie po trasie poznając jej smaczki. Jest więc piasek lub piasko-pyl. Nawet duuuużo piasku. A jeśli go nie ma to będzie, bo go wykopiemy spod trawy naszymi oponkami, której jeszcze jest sporo na drodze. Są też zjazdy w dól, o których nas informowali. Rzeczywiście, nie zachęcają do ich przelatywania. Poniżej bowiem znajdowaly się pólki, w które podczas ladowania mozna bylo ostro przywalić srodkiem motocykla. Nie no, jeszcze mi zależy na kręgoslupie. Dalej dojezdzamy do ciekawszego elementu - albo podjazd albo blotko. Większość chojraków od razu wybrala trudniejszą opcję podjazdem. Ja osobiście zatrzymalem się i obserwuje. Nie wiem co wybrac, bo podjazdu nie widać - jest między drzewami. Obok blotko,hmmmm.... Widzę jednak, że stoi kolejeczka do podjazdu co oznacza, że komuś tam nie poszlo. Chlopaki zawracają, żeby przebić się przez bloto i dalej w strone startu. Nie lubie takich sytuacji, bo walą w dól pod prąd (patrz: na mnie). Jak to bywa na kólku zapoznawczym, pomimo apelu, że DOPIERO POZNAJEMY TRASE a nie JUŻ SIĘ ŚCIGAMY nic to nie daje. Żylki pulsują a adrenalinę i rywalizację można wyczuć w powietrzu tak samo jak spaliny (wolę te z olejkiem;)

Większość wybiera więc bloto. Okazuje się, że nic trudnego. Na samym początku rów, który latwym strzalem sprzęgla daje się przeskoczyć, a dalej trochę mokro ale żadnych blotnych kolein. Do glowy przychodzi mi od razu myśl - okej, teraz luzik, ale później będzie tutaj grząsko. Postanawiam więc na pierwszym okrążeniu wybrać i spróbować podjechać podjazdem. Zobaczymy, czy nie lepszy to wybór.

Grzegorz, naucz mnie proszę jak się przejeżdza wodę bez rozbryzgów i po powierzchni w taki sposób w jaki to czynisz na zdjęciu...;) (bagnisty rów już podczas rajdu)

Za blotnistą mazią bardzo fajny dlugi podjazd. Nic trudnego, odkręcasz gaz, troszkę WOP!WOP! i jesteś na szcycie. W tym miejscu zaczyna się wlasnie taka zabawa. Chlopaki z Kamiennej wyznaczyli tak trasę, że zaraz po tym podjeździe nawrót, zjazd i kolejny podjazd. Tutaj już trudniej bo nie ma jak się rozpędzić - zjazd, nawrót 180 stopni po rogalu i naparzanka pod góre. Zaczyna być ciekawie - trzeba trzymać gaz, jest bardzo grząsko, kola w piachu tracą przyczepność a motor ciąg. Ja tylkiem "dobijam" tyl - oooo chwyta - i ślamazarnie wspinam się na szczyt. Tak jak w Kielcach mialem za twarde zawieszenie tutaj bylo ustawione za miękko. Na parkingu przed startem zrobilem kilka "kliknięć" w kierunku twardości, ale okazalo się za malo. Kolejna lekcja i cenne doświadczenie - jak miekko w gruncie to w zawieszeniu ma być twardo. I już! Kilku zawodników ma tam problem z tym podjazdem, zastanawiam się jak nasze boginie sobie poradzą. Nie widzę ich jednak w calej zgrai więc trudno, jade dalej do przodu.

"Dobitka" zawieszenia na jednym z podjazdów (tak można wytlumaczyć tą dziwną pozę;) Autor na GasGas EC125 2T

Na trasie kolejny dlugi zjazd a zaraz za nim nawrót i trzeci już podjazd. Ten jest kopią tego drugiego, tylko że zdecydowanie dłuższy. Dodatkowo na środku podjazdu znajduje się półka, która skutecznie podnosi trudność tego odcinka. Jest tutaj możliwość ataku na wyższym biegu, bo z dołu można się rozpędzić. A więc 2ka, po bandzie piaskowej w lewo i walimy w górę po grząskiej trasie. W głowie glos: trzymaj motor nogami, nie puszczaj gazu i zdecydowanie po wybranej ścieżce do gory. Strategia się sprawdza, udaje mi się na dwusuwowym wrzasku zdobyć 3 podjazd bez problemu i jadę okrążenie zapoznawcze dalej. Obracam się tylko żeby sprawdzić jak inni sobie radzą i widzę, że podjazd rozrzedza za mną kolejkę zawodników. Ooo, z okrążenia na okrążenie będzie coraz ciekawiej :)

Maciek B. i EC250 2T - walka o szczyt na drugim podjeździe

Następnie trasa trochę się uspokaja. Mamy więc dwie chyba najdłuższe proste po płaskim terenie z jednym nawrotem o 180 stopni. Postanawiam, że w tym punkcie będę odpoczywał w trakcie rajdu. Na nawrocie, mimo delikatnie dozowanego gazu uślizg tylnego koła wytrąca mnie z równowagi. Znowu daje o sobie znać miękkie zawieszenie, które „gubi” przyczepność. Dobrze, że stało się to teraz na kółku zapoznawczym niż podczas wyścigu. Będę pamiętać, jak się powinienem zachowywać zgodnie z reakcją mojego zawieszenia (a powinno być odwrotnie). Dalej trasa składa się z szeregu nawrotów – czasem łatwiejszych, czasem trudniejszych. Na pewno niektóre z nich są ciężkie do przejechania, bo oprócz tego że zakręt to i pod górę się ciągnie. Nie byłoby w tym nic trudnego gdyby nie sypkie podłoże, które skutecznie utrudnia równą jazdę w zakręcie i po podjeździe. Po drodze jest jeszcze bardzo ciekawy trawers, na którym balans motocykla, clutch control i dobra prędkość to idealny przepis na jego pokonanie. Za trawersem bardzo długi zjazd po nierównym podłożu, kilka podobnie trudnych nawrotów z trawersowaniem i podjeżdżaniem po piachu, jedno miejsce gdzie można było sobie skoczyć i w kierunku do mety. Przejazd przez punkt kontrolny start-meta trudny, za bardzo „pozakręcany” i wielu z zawodników nie radzi sobie w tym miejscu. Tworzy się kolejka, która już podczas wyścigu nie będzie więcej się powtarzać, bo organizator poszedł po rozum do głowy i poszerzył tu trasę.

Patka walczy na jeszcze nie zmienionym punkcie kontrolnym


No i jesteśmy z powrotem na starcie, powoli reszta motocyklistów dojeżdża na łąkę skąd zaraz wyruszymy do rywalizacji. Widzę, że wszystkim z naszej ekipy udało się przejechać kółko. Dziewczyny też są i ustawiają się bezpiecznie w drugiej linii.
Start odbył się z dobiegu, tzn. najpierw ustawiliśmy motocykle w szeregu, oparliśmy je na podarowanych tyczkach-kijkach i oddaliliśmy się od nich na jakieś 5-6metrów. Na znak startu wszyscy zawodnicy rura do motorów, odpalamy i na trasę. Początek rajdu zaczął się jednak ślamazarnie, ponieważ wcale nie tak łatwo postawić motocykl na nierównym terenie. Niektórym kolegom terenówki się przewracały. Na płaskim terenie byłoby pewnie łatwiej, dlatego też nie winię organizatorów za wybraną metodę startu. Tak właśnie powinny zaczynać się zawody CC. W tej sytuacji prościej byłoby jednak puścić nas na znak i siedzących na motocyklach zamiast patrzeć jak się męczymy z parkowaniem na pochyle ;).

Start i patyki w akcji

Ok., zawody rozpoczęte, a więc jedziemy. Standardowo puszczam tych znakomitszych przodem, chłopaki już od pierwszych sekund walczą o trofea. Zaraz za startem jest bardzo fajna górka, idealna do wyskoków. Zebrało się tam już bardzo dużo kibiców, ale teraz jeszcze nie za bardzo można fruwać, bo pyłu spod kół jest co niemiara i nic nie widać. Lepiej nie ryzykować. (Tak na marginesie, trasa dla kibiców super zorganizowana – mają pogląd na prawie wszystkie odcinki z jednego miejsca! Można spokojnie mówić o sukcesie organizatorów za przygotowania imprezy pod kątem widowiskowości. ) Jadę więc dalej pierwsze okrążenie już trochę szybszym tempem, coraz bardziej się przerzedza na trasie i robi się przyjemniej. Jedzie mi się jednak źle. Przed startem miałem szaleństwo myśli w głowie jaką strategię obrać na tą edycję CC? To już kolejne zawody i choć dalej moim głównym założeniem jest czerpanie dużej frajdy z jazdy, mniej rywalizacja to jednak wewnątrz czuje jakiś niepokój, ciśnienie. Cholera, czyżbym zaczynał chcieć zajmować lepsze miejsca? Zaraz przed startem powiedziałem nawet Maćkowi, że „dzisiaj czuje jakąś złość”. Z rana, jeszcze w Opolu czekając na transport diabeł szepcze mi do ucha – dzisiaj jedź szybciej, pewniej, dasz radę! Prawa ręka na rollgazie chce mocniej odkręcać już na pierwszych metrach, ale głowa opanowuje chęć większej prędkości. Przecież dopiero zaczęliśmy, jeszcze 2 godziny jazdy, spokojnie Luks! Decyduje się więc na następujące rozwiązanie – jedziesz cały czas ile dasz rady, nie zjeżdżasz do boksu, paliwa ci starczy, nie liczysz okrążeń, trzymasz tempo, trochę więcej ryzyka i zobaczysz jaki będzie finał. UFF, jak już w głowie miałem strategię to i zrobiłem się trochę spokojniejszy, jechałem dalej w oczekiwaniu na to co się wydarzy oraz na moment, w którym moje mięśnie wreszcie się rozgrzeją.

Kolega Maciek nie mial problemów ze strategią - odkręcil gaz i rura!

Zgodnie z przyjętym założeniem na kółku zapoznawczym, na pierwszym okrążeniu przed błotkiem wybrałem „trudniejszy” podjazd. Bez zastanowienia i z maksymalnym zaangażowaniem zaatakowałem górkę schowaną w lesie. Tradycyjnie, zakręt w lewo na 2ce i rura do góry. Moim oczom ukazał się stromy podjazd z piachu na lekkim trawersie, wystającymi gałęziami, kamieniami i półeczką - Oh yeah! Zawór otwarty, Gas wrzeszczy i ciągniemy do góry. Podjazd okazał się jednak trudnym elementem, tylne koło zaczęło tracić przyczepność w piachu i jakimś fartem za pomocą techniki WOP!WOP!WOP! dociągnąłem się na szczyt. Silnik jęczał, ale udało się. Patka wspomniała mi później, że widziała mnie jak wybierałem podjazd, bo sama za mną jechała i (sic!) wyprzedziła mnie wybierając błotko. Nie no – dziewczyna mnie wyprzedziła, ledwo tam wjechałem…basta, tym odcinkiem jeździć nie będziemy. No ale spróbowałem i byłem z tego powodu z siebie dumny. W Wałbrzychu na enduro sprincie nie próbowałem trudniejszych elementów trasy i wtedy tego żałowałem. Po tych zawodach to uczucie było mi obce.

Patka trzyma gaz na podjeździe

Kolejne kółka na trasie jechało mi się coraz lepiej. Strategii swojej się trzymałem i pomimo wielokrotnego wyprzedzania mnie przez innych zawodników i kolegów z bloga (ale oni zapieprzają!) nie dawałem się ponieść chęci mocniejszego odkręcania gazu. Kusiło jednak, ażeby spróbować choć przez chwilę trzymać się za kimś szybszym tempem ;). Koło miejsca startu standardowo hopka i wyskoki ku uciesze własnej i kibiców. Wybieranie błotka na każdym okrążeniu też dawało radochę, bo z coraz większym tempem przelatywałem rów błotny i bez problemu, pomimo już powstałych kolein, udało mi się przejeżdżać to miejsce na suchą stronę. Na jednym z kółek widzę w błocie Karolinę jak utknęła swoją osą i męczy się z wydostaniem motocykla. Zatrzymuje się grzecznie, pomagam wyciągnąć moto z mazi wraz z organizatorem, który właśnie nadjechał. Kilka słów pocieszenia dla zmęczonej amazonki i dalej w drogę. Na podjazdach przyjęta reguła i doświadczenie wspinaczki na „setce” sprawdza się i niezmiennie stosowana przez cały czas trwania wyścigu nie zawiodła mnie ani razu. Stały gaz, clutch control, jak najmniej uślizgów, agresywny atak (bo dwusów) i jestem zawsze na szczycie. Podczas jednego z okrążeń przede mną Patka atakuje drugi podjazd. Z dołu widzę zbliżający się FAIL – tył stracił przyczepność, ale w ostatnim momencie Patka „wrzuca” motor na górę. Niestety, przewrócił się w najmniej komfortowy sposób. Ok., podjeżdżam, zostawiam motor na szczycie, zejście do poszkodowanej i wspólnymi siłami podnosimy Gasa i stawiamy na koła. Widzę, że wszystko w porządku, koleżanka trochę zasapana ale szczęśliwa, krzyczy że mam jechać i już sobie poradzi. W czasie rajdu pomagałem dziewczynom jeszcze raz w bardzo kuriozalnej sytuacji. Podjeżdżam pod drugi podjazd, już mam atakować za zakrętu ale widzę machającego sędziego żółtą flagą. Hamulec, patrzę w górę a tam: Patka i Ola trzymają Karolinę na motorze „za ogon” skierowaną w dół trasy (pod prąd). Widzę, że chyba dziewucha chce zjechać na dół po nieudanej próbie, ale jest przerażona. Pod górę liczni zawodnicy nie robiąc sobie nic z sytuacji, nie przerywają wjazdu. Szybka decyzja, 1ka wbita, WOP!WOP!WOP! i jestem u góry. Rzucam motor na trawę, podchodzę do dziewczyn na tym stoku. Dookoła pył i kurz, zawodnicy cały czas podjeżdżają, dziewczyny krzyczą: „Dawaj Karolina w dół nie bój się!” Ok., myślicie że się nie bała? Oczy jak 5 złotówki, przerażenie na 100% ;) Krzyczę „Ok., Ok.! Puść hamulce i spokojnie w dół zjedziesz!” Dziewuchy puściły motor, a Karolina powoli i w ładnym stylu zjechała na początek podjazdu, gdzie będzie znów próbować swoich sił. Z uśmiechem wynikłym z całej sytuacji wracam do swojego moto i dalej w trasę.

Karolina tym razem jedzie w dobrym kierunku ;)

Gdzieś tak po godzinie jazdy, rozgrzany i zaznajomiony dobrze z trasą poczułem się na tyle pewnie, że postanowiłem trochę skorygować wcześniej obraną strategię i przyspieszyć na niektórych odcinkach. Dodaje gazu za startem-metą, w głowie huczy zwolnij, zwolnij ale nie reaguje na myśli tylko trzymam szybsze tempo. Tam gdzie jechałem 2ką, teraz 3ka itd. Motorem bardziej rzuca, ale sapiąc staram się utrzymać go w ryzach. Jest ok., czuje wewnętrzną satysfakcję, że pokonuje kolejną barierę w endurowaniu. Dojeżdżam do jednego z łatwych podjazdów niedaleko za startem, za plecami słyszę chmarę doganiających mnie zawodników. OK., Luks, zamiast 1ki teraz 2ka i ciągniesz do góry. Nie martwi się , wyprzedzą cię dalej. Wlatuje na podjazd z większą prędkością – jest już sporo głębokich kolein. Za mną warkot innych motocykli, ciśnienie rośnie! Już prawie jestem na górze, gdy nagle wybija mi przednie koło z koleiny i momentalnie kierunek jazdy zmienia się prosto na niewielkie drzewko rosnące z boku. Oh kur**! Ostatnią moją reakcją jest wychylenie motocykla na prawo, żeby nie wjechać nim w drzewo, a samego siebie na lewo prosto w twardą roślinę. Gas ląduje sam na półce u góry a ja sam przyjmuje centralny strzał barkiem i kaskiem w drzewko. Benks! Poleciałem w tył na plecy i lekko mnie zamroczyło. Słyszę jak kibice krzyknęli „Japier….!” Chłopaki z tyłu zatrzymują się, pytają czy wszystko ok. A co ja robię? Oczywiście szybko się podniosłem i bez zastanowienia podbiegam żeby podnieść moto i sprawdzić co się stało. Krzyczę OK. OK., jedźcie, wszystko w porządku. Koledzy pojechali dalej, a ja biorę biednego Gasa, schodzę na bok trasy i oglądam zniszczenia. W sumie wszystko w porządku – dźwignia hamulca przedniego wygięta konkretnie ale da się hamować, trochę przestawiło kierownicę. Siedzę na moto, mija sekunda, dwie i zastanawiam się co dalej. Rozsądek mówi – jedź do mety i już dalej nie baw się dzisiaj, nie ryzykuj….”Nie no, nie mogę się poddać”. Głowa swoje – jedź do mety i przestań już. Mijają kolejne sekundy, toczę wewnętrzny dialog i postanawiam w końcu twardo – dojadę do końca! W głowie lekki szum, uderzenie było konkretne, ale adrenalina robi swoje, nie czuje jakiś specjalnych dolegliwości. Odpalam żółte cudo i ruszam dalej. Przezwyciężyłem swój strach, ale offroad bez zbędnych sentymentów wytłumaczył mi tym upadkiem moje miejsce w szeregu. Z pokorą Luks, jeszcze dużo musisz się nauczyć ;)

Do końca rajdu jechałem już spokojniej i nie popełniałem błędów. Wszystkie podjazdy pod koniec wyścigu były już konkretnie zryte i ich pokonywanie wymagało większego niż wcześniej wysiłku. Trudno było nam wszystkim o siły pod koniec rajdu – trasa była krótka ale bardzo techniczna i kondycyjnie wymagająca. Wymęczyła doszczętnie nasze organizmy. Maciek opowiadał, że na ostatnich kółkach ręce miał jak z waty, a Gas sam go ciągnął po trasie. Szkoda, że dwóm naszym blogowiczom – Michałowi oraz Tatsu nie udało się dojechać do końca. W obu przypadkach awarie pokonały naszych zawodników. Pod koniec rajdu zatrzymałem się na chwilę koło stolika sędziowskiego pytając się „ile jeszcze do końca?” Zmęczenie było spore i chciałem już, żeby ta gehenna, choć bardzo przyjemna, dobiegła już końca. Chwilę po tym na następnym okrążeniu widzę z daleka sędziego, który macha na zakończenie flagą. Ueehh, zjeżdżam powoli w kierunku busa MParts na parkingu i wybawienia w postaci odpoczynku po Kamienno-Górskim maratonie.

Kiedy koniec, KIEDDDYYY?!?

Podsumowując zawody będę nudny dla niektórych z Was, bo zawsze i wszystkie mi się podobają ;) Jako ich uczestnik oceniam je na bardzo wysokim poziomie. Trasa – męcząca, bardzo ciekawa technicznie, super miejsce. Organizacja – punktualnie, bez większych zgrzytów start i wszystko pozostałe, miejsca dla kibiców po prosty fantastyczne. Co dodatkowo zauważyłem to duża ilość sędziów na trasie (nie było możliwości skracania – chyba po raz pierwszy nie słyszałem jęków przegranych zawodników, którzy oskarżali siebie nawzajem o ułatwianie sobie trasy). Następnie, jeden z organizatorów cały czas poruszał się po trasie motocyklem w żółtej kamizelce i pomagał słabszym – pełen szacunek za pomysł i chęć. Zakończenie z pompą, super nagrody dla zwycięzców no i darmowa kiełbaska z grilla – czego chcieć więcej? Miłym aspektem rozdania nagród było zaproszenie naszych trzech perełek na podium i przyjęcie gratulacji za udział od wszystkich zgromadzonych tam ludzi. Szkoda, że nie zdążyliśmy uwiecznić tego momentu na zdjęciu :/ Wiem, że jeden z uczestników rajdu miał poważniejszy wypadek, mam nadzieję, że wszystko z nim jest już w porządku. Osobiście dziękuje chłopakom z Kamiennej za rewelacyjnie zorganizowaną niedziele i nie mogę się już doczekać do kolejnej edycji PDŚ, która odbędzie się w Olszynie 10 lipca. Do zobaczenia!!

Poniżej wyniki rundy Kamienna Góra – klasa E1 i E2/E3, w której startujemy.



5 komentarzy:

  1. Lesnik, dziękuje za zdjęcia, które wykorzystałem do artykułu z Twojej stronki http://lesnik.aplus.pl/images/CC2011/20110612/index.html

    OdpowiedzUsuń
  2. fotki:
    https://picasaweb.google.com/104188958256641847548/CrossCountryKamiennaGora12062011

    OdpowiedzUsuń
  3. pozdrawiam te 3 panienki które czesto mijałem respekt :) daja rade

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Łukasz za pomoc na trasie :D !!

    Dziękujemy również wszystkim tym, którzy nam pomagali i poświęcali się dla nas to włażąc do błota :) czy też wciągając nas pod górę :), czy podnosząc i odpalając motocykle :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przylaczam sie do Patki podziekowan, ktore naleza sie rowniez Lysemu.

    Łukasz, jak zwykle super opis! :)
    Czekamy na nastepne zawody i relacje :)

    OdpowiedzUsuń