Google Website Translator Gadget

niedziela, 27 marca 2011

WYPADEK!!!!!!!!

DZISIEJSZY DZIEŃ PRZYĆMIŁ WYPADEK NASZYCH KOLEGÓW KRZYŚKA L.ORAZ ANDRZEJA S. .CHŁOPAKI SĄ W SZPITALU MAJĄ ROBIONĄ SERIĘ BADAŃ O ICH STANIE ZDROWIA I JAK TO SIĘ STAŁO NAPISZĘ WKRÓTCE
                                                

Ok już można śmiało powiedzieć że to było szczęście w nieszczęściu , ale od początku .
 Dzień zapowiadał się świetnie przyjechało dziesięć osób ,zbiórka u Janka o 10 zero zero :D .Naszą blogową ekipę reprezętował Łukasz,Elek i ja , reszta ekipy to Janek,Andrzejek,Krzychu, lekko zachmielony Janosik ,Browar z dwoma kolegami sorki ale nie pamiętam ich imion .Jasiu poprowadził nas kolejny raz fajną ścieżką ,na której między innymi potrenowaliśmy skoki i przejazdy przez tory kolejowe .Następnie pojechaliśmy przez osiedlową słynna już przychodnię metalchem gdzie Jasiu z Andrzejem przejechali po betonowej ławce dosyć sprawnie .Nasz Elek też spróbował z jakim skutkiem heh pewnie odczuł to na ciele ,próbował ja i reszta stawki wymiękliśmy . Później kilka ciekawych górek i kolejne tory przez które musieliśmy przejechać (to mieliśmy już wytrenowane wcześniej) , wbić się w  dosyć kopny piach i zaliczyć nie duży podjazd na wiadukt . Tu wykopał się betonowy krawężnik oczywiście musiałem w niego  przywalić przednim kołem no i przegrałem był twardszy .... poległem nie groźnie  raczej komicznie .Kolejne wyzwanie to był przejazd przez rów raczej bez problemów wyglądało gorzej niż było w rzeczywistości . Za to mostek na rzeczce hmm to już wyższa szkoła jazdy ,metalowa platforma na szerokość kierownicy bez najazdu . Schodek jakieś pół metra od ziemi na który trzeba wskoczyć ,najeżdżając płynnie z miejsca raczej nie możliwe .Na tej przeszkodzie Elek stracił rolgaz i musiał się wycofać z dalszej jazdy ,później się pojawił jak przystało na  Czaka Norisa. Jedno jest pewne takie skoki musimy przetrenować i odblokować się psychicznie więcej odwagi zamozaparcia i będzie gites :] .
Bez Elka pojechaliśmy do kopalni  w Tarnowie Op. gdzie spotkaliśmy ekipę Havi oraz ekipę Berki (tak się przyjęło od Łukasza B. ) zrobiło nas się chyba siedemnastu . Po efektownych skokach Janosika na największym podjeździe podjechaliśmy na łatwiejsze a raczej niższe piony. Tu z kolei wszyscy na przemian robiliśmy podjazdy i zrobił się haos .Ja i Łukasz zrobiliśmy sobie przerwę podziwialiśmy jazdę nakręconego Janosika i pozostałych .Zdrowy rozsądek wziął górę i woleliśmy przeczekać ten harmider ,oszczędzić trochę sił na resztę dnia (bo to było troszkę przed trzynastą ). Tu już zbliżam się do dramatu dnia , popatrzyłem w lewo Krzychu jedzie na 2T od Browarka przypomniałem sobie że miałem mu dać spróbować na moim Gasie .Chciał się przejechać na dwusuwie bo chrapkę ma na trzy-setkę GG .
  Oczy mu się śmiały przemknął koło nas wybrał ścieżkę podjazdu  i OGIEŃ w tym czasie Andrzejek robił podjazd z prawej po trawersie i bez zatrzymywania   wybrał tę samą ścieżkę na zjazd co Krzychu podjazd. Byłem pewny że się widzą i że się miną , niestety w połowie góry spotkali się czołowo.  Był jeden głuchy trzask momentalnie oba KTM-y zgasły a ciała Krzycha i Andrzejka wystrzeliły w powietrze jak marionetki którym ktoś poupie.... sznurki . Pobiegliśmy do nich pierwsza myśl pierwszy widok dwa trupy , Andrzej leżał na brzuchu nie przytomny dopiero po chwili zaczął się trzepać wydając masakryczne dźwięki jakby ostatnie .Krzysiek wylądował na plecach do góry nogami oczy mu się wywineły . Rozpiąłem mu kask i kołnierz aby złapał oddech po  jakiś pięciu minutach zaczął odpowiadać na pytania .Gorzej było w tym czasie z Andrzejkiem który po tym strzale nie wiedział kompletnie gdzie jest ani co się stało ,całe szczęście odzyskał przytomność.  Chłopaki nie wiem kto dokładnie cucili Andrzejka ktoś dzwonił po karetkę mnóstwo krzyków później ją odwołali bo i tak medycy nie wiedzieli gdzie mają przyjechać .Browar wykazał się logistycznym talentem i zorganizował transport do szpitala .
 Całą siłę zderzenia przyjęły na siebie motocykle pogięte zawieszenia połamane półki kwadratowe koła urwane chłodnice plastiki i zmasakrowane wydechy.Szczęście w nieszczęściu chłopaki polecieli w powietrze i skończyło się wstrząśnieniem mózgu i licznymi siniakami .
 Ta niedziela przyniosła  straty w sprzęcie ale nauczyła nas rozsądku i powagi .Bezpieczeństwo przede wszystkim i nie zapominamy o ochronie nas samych . Sprawdziło się powiedzenie kupujesz kask za taką cenę   jaką cenisz swoją głowę .Oby ta niedziela była jedyną i nigdy się nie powtórzy ,życzę powrotu do zdrowia i do zobaczenia na endurowych trakach .

ps. tak ja widziałem tę sytuację pewnie chłopaki mogli by dodać więcej szczegółów w końcu troszkę nas było .

8 komentarzy:

  1. Wszystko jest OK chłopaki są cali troszkę poobijani ale w domu .Jedyne straty są w sprzęcie ale to się naprawi :]i będzie git . Jutro napiszę jak to było dzisiaj masz już dość wrażeń pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff, aż odechciało się jeździć po tym wszystkim:/ Morał z tego taki, żeby zawsze ustalać kierunek jazdy, kiedy jest sporo pojazdów jeżdżących wspólnie. BHP przede wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety jesteśmy mistrzami, myślę że to opowiadanko i tak niewielu czegokolwiek nauczy, chaos na ulcach już sobie odpuszczam, na enduro torach robi się to samo, mistrzowie są wśród nas. I nic ich nie przekona że mistrzowie leżą w grobach jak choćby Nathan Woods był najlepszy, też poległ. Rozumu nikt nie uczy

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm, ja uważam jednak, że ten wypadek widziany w dość dużym gronie na pewno zapadł w pamięć wielu z nas. Trzeba wspomnież, że przed wypadkiem kolega Browar krzyczał o ustaleniu kierunku ruchu na miejscówce. Gdybyśmy posłuchali jego rady pewnie do kraksy by nie doszło. Jedną z najważniejszych w końcu rzeczy w świecie enduro jest nie jeżdzenie pod prąd. A czasami i odpuścić warto. Ja, dosłownie chwilę przed wypadkiem sam bym się nadział na zjeżdżającego. Było nas tam całkiem sporo.Uratował mnie głos rozsądku, który kazał zrezygnnować z podjazdu. I tak oto stałem z Rezim z boku i widziałem całe zamieszanie. Dobrze, że chłopaki tylko się "poobijali" bo myślałem, że już po nich...Wracajcie do zdrowia!!

    OdpowiedzUsuń
  5. groznie w chu....... miejmy nadzieje ze nic im nie bedzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Marcinku nic im nie jest tylko są poobijani To był totalny nie fart jaki zdarza się bardzo rzadko .Stało się i już teraz można tylko z tej lekcji wyciągnać wnioski na przyszłość. Nas jeżdżących jest coraz więcej i jeździmy w różnym stopniu zaawansowania trzeba brać poprawkę że gdzieś musimy się nauczyć a jak wiadomo najlepszym nauczycielem jest życie .

    OdpowiedzUsuń
  7. no tak :)cos o tym wiem :)oby mniej takich wypadków i wiecej pionów :) ps dzieki za info

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG.. dobrze, że się skończyło tylko tak! Zgadzam się, że takie doświadczenia są pouczające dla wszystkich, choć płaci się bardzo wysoką cennę za lekacje zdrowego rozsadku. A sprzęty rzecz nabyta i ulotna - zdrowie jest najważniejsze!
    Oby tylko nie było traumy.
    Pozdrawiam, szybkiego zniknięcia sianiaków życzę
    cichy

    OdpowiedzUsuń