Google Website Translator Gadget

wtorek, 26 kwietnia 2016

Drapak Rodeo Extreme 2016

Wrażenia Maćka: Drapak Rodeo zaliczony przeze mnie tylko w połowie. W Niedzielę odpuściłem, ale i tak było fajnie. Polecam zawody w PetrykoVicach wszystkim nie wyżytym endurowcom i nie koniecznie tylko tym z dużym doświadczeniem, CHOCIAŻ POCZĄTKUJĄCYM NIE POLECAM!!! i nie koniecznie z trzysetką 2t między nogami. Startowałem na setce GAS GAS i jechało się cudownie. Wjechałem wszędzie gdzie organizator sobie wymyślił a piątkowy prolog po łąkach był świetną próbą szybkościową. Na Sobotniej trasie było wszystko co powinno się znaleźć. Brakowało tylko przeprawy na linach nad jakąś rwącą rzeką. Pewnie w przyszłym roku organizatorzy wprowadzą taki element. Sama formuła zawodów dość prosta jedziesz okrążenie około 50 km i zaliczasz check point, na pokonanie całego koła jest limit czasowy a nie zaliczenie któregoś check pointu skutkowało punktami karnymi. Mi takie punkty przyznano choć w moim odczuciu zaliczyłem wszystkie PKP. Ogólnie fajna organizacja z małym minusem za brak numerów startowych dla zawodników którzy zapisywali się na końcu. Ja i Patka właśnie numerów nie dostaliśmy a te mojej produkcji zrobione z taśmy klejącej nie przypadły do gustu sędziemu który chciał zdjąć Patkę z trasy Prologu pod zarzutem dzikiego jeżdżenia po trasie. Patka przez ten incydent straciła sporo czasu i wynik z Prologu nie był powalający a miało to wpływ na kolejność startu w Sobotę i Niedzielę do głównego wyścigu. Wiadomo im później startujesz tym więcej zawodników musisz wyprzedzać, tym większe kolejki na trasie i mniej czasu na pokonanie trasy rajdu. W Drapaku startowaliśmy pierwszy raz, ale wiedzieliśmy czego się spodziewać. Nasze oczekiwania co do stopnia trudność potwierdziły się ale mimo to jechało się super. To było prawdziwe enduro, bez nudnych przelotów po asfalcie i odcinków na których człowiek by sobie nucił jakiś kawałek dla zabicia nudy. Momentami trochę Czesi przegięli z elementami nie przejezdnymi, gdzie po prostu decydowała siła zawodnika w przerzucaniu motocykla nad zwalonym drzewem. Ale cóż  to w końcu najtrudniejszy rajd EXTREM w Czechach i nie tylko. Marzą mi się podobne rajdy organizowane w Polsce, ale to już chyba nie wrati.
Fajnie było zobaczyć tak wielu zawodników na motocyklach GAS GAS, ale prawdziwym unikatem było AJP patki. Patka jako jedyna startowała na AJP. Był to prawdziwy test możliwości tego nie typowego 4t. Trzeba przyznać że jego przydomek EXTREME jest prawdziwy. Fajnie było popatrzeć na swobodę jazdy Patki na AJP. Mimo że PR 4 było najsłabszym motorem w stawce to nie przeszkodziło to Patce na zajęcie trzeciego miejsca w klasie kobiet. Nic nie odpadło a klamki sprzęgła i hamulca mimo braku handbarów wytrzymały wielokrotne przewrotki, których było i tak nie wiele. Chyba nikt ze startujących nie dawał szans na ukończenie tych trudnych zawodów motocyklowi AJP. Tu w końcu  króluje klasa trzysta 2t, a motocykle 20 konne  według większości startujących to nie porozumienie. AJP ze swoim chłodzonym powietrzem silnikiem i sprzęgłem o średnicy spodka od filiżanki kawy raczej był skazywany na rychłą śmierć w czeluściach Drapakowej trasy. A tu proszę jaka niespodzianka, mały ale wariat!!! Inna sprawa że dobry zawodnik na wszystkim pojedzie. Tak całkiem serio to naprawdę fajna maszynka do trudnego terenu. Ma idealnie dobraną moc tak żeby efektywnie pokonywać trudne elementy trasy a jednocześnie nie męczyć jeźdźca. Zawieszenie i geometria ramy też ułatwiają prowadzenie. Patka wykorzystała te walory w 100 %  i zajęła świetne miejsce, tym bardziej że startowała tu po raz pierwszy. 


Moje przeżycia z Drapak Rodeo Extreme 2016 (PATKA):
Rety nie wiem od czego zacząć! Taki mam mętlik w głowie że aż nie pamiętam jak było :P
Może zacznę od zapisów. Jak to zwykle my praca i praca i przyjechaliśmy w Piątek późno i ledwo zdążyliśmy się zapisać. Jako że byliśmy prawie ostatni to zabrakło dla nas numerów startowych :/ o fuck i co teraz! No dobra mamy wykleić sami nadany nam numer. Ok szara taśma działa cuda i tak powstał numer na prolog :D

Prolog był w Piątek i miał około 13 km. Jako że zapisaliśmy się ostatni to startowaliśmy ostatni w stawce!! No ale co próbować trzeba. Przyszła godzina startu, flago-koszulka w górę i ogień - jadę!!! Oczywiście po 300 metrach zbetonowało mi ręce a w głowie od razu myśli: "co ja tu robię"!?! Pogadałam sama ze sobą, że spokojnie to tylko 13 km więc jedź! I tak sobie jadę, jadę nawet cisnę gdzie nie gdzie (bo wynik z prologu decydował o starcie w kolejnych dniach) a tu nagle sędzia wyskakuje mi na przeciw i zatrzymuje mnie wykrzykując że mam zjechać z trasy bo tu są zawody, że co ja robię itd. No to ja ładnie że ja startuje i że brakło numerów i kazali samemu wykleić i że jeszcze kilka osób za mną ma taki numer!!! Sędzia pokręcił głową ale po chwili puścił. No i jak tu wykręcić dobry czas! po chwili ze stresu jaki mnie spotkał :D nie zrobiłam podjazdu i na samej górze położyłam moto. Dobrze że był sędzia to pomógł wstać i doczłapać się na górę! Prolog zakończyłam na 217 pozycji (jakoś tak) nie najlepiej ale ważne że zaliczony :) aaaa zapomniałabym opisać o jednym elemencie na prologu :D pokonałam go jak profesjonalista hahaha, no dobra to żart. Do pokonania był zeskok z belki w dół, lub zejście z belki przy asekuracji sędziego. Jako że jestem największym cykorem, to na zeskok się nie zdecydowałam a że nie rozumiem czeskiego to nie dogadałam się z sędzią a on coś mówił o sprzęgle (pewnie że mam trzymać rękę na sprzęgle) a ja zrozumiałam że mam puścić sprzęgło :D więc tak zrobiłam, cholera co za wstyd :P motor wystrzelił ładnie do przodu, ładnie wylądował na dwa koła i przechylił się na bok, ja zeskoczyłam za motorem, podniosłam sprawdziłam czy mam całe klamki i jechaliśmy dalej! rety co za wstyd, nikt tak nie zrobił tylko ja! serio wstyd mi za to :/

Dzień 1  
W sumie to cieszyłam się na samą myśl że mam jeździć po górach ponieważ na co dzień nie mam takich możliwości, więc z jednej strony byłam mega podekscytowana a z drugiej zestresowana czy sobie poradzę!
Znów machnięcie koszulko/flagą i jazda. Do pokonania było 14 check pointów. Nie pamiętam każdego po kolei tylko niektóre momenty utkwiły mi w pamięci!! Masakra, masakra ja taki cykor z lękiem wysokości na takich zawodach!!! Moje oczy w niektórych momentach robiły się takie wielkie z  przerażenia że aż wyłaziły same z kasku :P - To co dla innych było super przyjemne i twierdzą że to nic takiego taki rajd to dla mnie ogromne wyzwanie! zmęczenie fizyczne i psychiczne np. że zginę bo spadnę w przepaść albo spadnę do jeziora, motor mnie przygniecie i się utopię! No dobra ale do rzeczy, póki jeszcze pamiętam po czym jechałam. Np. właśnie zjazd do jeziorka, nie był mega stromy i długi ale trzeba było od razu skręcić bo jak nie to pływasz w jeziorze i tu oczywiście moja głowa zaczęła wymyślać przeróżne dziwaczne sytuacje! W stylu panikarza zjechałam, tzn zsunęłam się na dół! uff co za szczęście :D no ale zaraz po zsunięciu zobaczyłam podjazd! myślę cholera nie wjadę! i oczywiście już rozglądam się za drogą powrotną a tu niestety albo na górę albo czekasz tam do końca dnia! Na górze podjazd zablokowany przez leżące motory! Sędzia krzyczał poczkaj poczkaj, czy jakoś tak więc skumałam że mam czekać, potem wykrzyczał: jedna i gaz! Ja mu krzyczę że nie jedna bo nie wjadę! muszę dwa! (czyli że z drugiego biegu). Ok pierwsza próba nieudana, serce mi wali jak głupie ale nie poddaje się i próbuję jeszcze raz. Dwója ogień i jadę i tak pyr pyr omijam leżących zawodników, dalej pyr pyr zaczynam się jarać coraz mocniej, pyr pyr i już jestem na górze z wielkim babskim okrzykiem radości! jejejejeje!! myślę czadowo!! w sumie cały kamieniołom był męczący, podjazd zjazd, zeskok itd, nie wiem jak moje ręce to wytrzymały ale jechałam te elementy nawet szybko.
Następne co pamiętam to kaniony z kamieniami, głazami i półkami na około hmm nie chce skłamać ale jak stałam to niektóre sięgały mi cycków a inne były na wysokości moich oczu. Te z wielkimi głazami były chyba ostatnie, jak dojechałam do pierwszej półki to myślałam że pomyliłam trasę i trochę szczena mi opadła!! oczywiście mój system obronny od razu myśli jadę z powrotem! obracam się a tu kurde już tylu zawodników za mną że nie ma jak wrócić. Sędziowie pokazali że lewą stroną można jechać, więc ja znowu dwója i atak na półkę! nie wiem jak to zrobiłam, chyba zamknęłam oczy haha nie pamiętam ale wiem że tak się zajarałam tym że wjechałam tam i się nie wywróciłam że atakowałam następną i kolejną i tak fajnie mi szło że japierniczę jaram się do dzisiaj!!!! inne kanionki były chyba bardziej męczące, jedne to były zjazd a inne prowadziły pod górę. Oczywiście że pomagali mi sędziowie, potrzebowałam pomocy żeby ktoś pociągnął mnie trochę za lagę bo koło się ślizgało ale sędziowie nie chcieli pomagać!! Jedynym sposobem jaki ich skusił do pomocy to machanie moim warkoczem i okrzyki: POMOC jestem ŻENA (po czesku dziewczyna) hahah i tak gdzie było mi ciężko to warkocz szedł w ruch z okrzykiem Żena :D 
Pół trasy pierwszego dnia jechałam z powiedzmy brakiem tylnego hamulca! nie urwałam ale wgniotłam go do środka i żeby hamować trzeba było mocno wyginać nogę co poczułam na przedostatnich check pointach bo już łapał mnie skurcz w nodze! Rety jak dojechałam do ostatniego 14 check pointa to myślałam że zwariuję ze szczęści!!! i tylko w głowie powtarzałam że to już koniec, jedź ostrożnie i nie rób nic głupiego!! i tak dojechałam do mety, oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wydała z siebie okrzyku jejejeje!!!

Dzień 2
Zaczęło się od wątpliwość czy w ogóle startować bo pół nocy padał deszcz ze śniegiem! ja nie miałam siły, wszystko mnie bolało (boli do dzisiaj). Stanęłam na starcie, czekałam na swoją kolej i cały czas biłam się z myślami jechać nie jechać! Dogadałam się z Ulą (Ula to młodziutka dzikuska z gór, której nie straszne górskie szlaki) że jedziemy razem i będziemy się wspierać! W końcu wystartowałam i już po kilkuset metrach zaczęła się rzeźnia na podjeździe z oponami i belkę. Jako że startowałyśmy ostatnie to dojeżdżałyśmy do zakorkowanych trudnych elementów i nie było płynności jazdy a na tak śliskim błocie ciężko było na nowo ruszyć, nie mówiąc o pokonaniu podjazdu z korzeniami czy opon. Po przebrnięciu pierwszych kilometrów trasa w lesie była mniej błotnista i jechało się trochę lepiej. Niestety w połowie trasy na jednym z podjazdów prawie straciłam oko! wiem wiem bez gogli się nie jeździ ! ale chwilę wcześniej spadłam ze ścieżki i męczyłam się z przestawieniem motoru i gogle mi tak zaparowały że nic przez nie nie widziałam! Ulka gdzieś też utknęła więc krzyczę że dawaj tu bokiem, już była tam ścieżka więc wjechałyśmy na nią! Ulka przed samą górą zaczęła się ślizgać na korzeniu i nie mogła wskoczyć do góry. Na szczęście był tam jakiś Pan i pociągnął ją za lagę i siup Ulka była już na górze! Ja pojechałam tą samą ścieżką i Pan już stał i czekał na mnie! ja moim 20 konnym czteropakiem robię trochę wolniej podjazd i jakoś tam się gramoliłam pod górę i wszystko byłoby ok, tyle tylko że ten Pan pomyślał że zaraz utknę w miejscu więc pociągnął mnie za lagę, a że mój moto nie utknął tylko cały czas jechał to to pociągniecie za lagę spowodowało że wystrzeliłam jak z procy!! nie przewróciłam się bo wjechałam na górę ale wjechałam prosto w jakieś drzewo i niestety gałęzie, tzn jedna wlazła mi prosto w oko!!! wystraszyłam się okropnie bo z oka zaczęło lać się jak z kranu!!! a ja nic nie widziałam! zaczęło boleć to zaczęłam jęczeć i wtedy podjechał zawodnik i popatrzył na moje oko! zrozumiałam tylko tyle że krwi nie mia, że jest czerwone i że zaprowadzi mnie do doktora. Ulka czekała na mnie trochę dalej wiec jakoś podjechałam i mówię: Ula popatrz mi do oka i zobacz czy coś tam mam. A Ulka do mnie: "Masz przecięte oko" . Fuck!!! Fuck jak to przecięte myślę, i pytam serio!!! ale w sumie nie było nic widać bo cały czas wylewało mi się z oka i nie mogłam go mocniej otworzyć! Pojechałyśmy za czeskim rajdersem do następnego check pointu do karetki. Tam przemyli mi oko kilka razy i kazali wracać do bazy. Kurde dalej nie jadę bo nie widzę nic, tzn rozmyte kolory a jak już coś dojrzę to widzę podwójnie! Przy tym chceck poincie był Gas Gas-owy kolega z Wałbrzycha więc powiedział ze pojedzie z nami. Ok jakoś tam się jechało, ale nie umiałam wybierać ścieżki. W goglach nic nie widać bo zalewa je moje łzawiące oko, bez gogli już się boję. Zaliczałam przewrotki bo wydawało mi się że jadę dobra ścieżką, że omijam to co chcę ominąć a trafiałam w co innego, ech to nie była jazda! cały czas niepotrzebnie, panicznie trzymałam palce na sprzęgle i takim sposobem na jakiś czas mój moto stracił sprzęgło!! cholera co za pierdoła ze mnie!! Ulka, dzielna mała rozbrykana sarenka dalej pojechała już sama a ja zostałam w lesie. Na szczęście dobrych ludzi dookoła jest dużo więc 3 czeskich rajdersów wyciągnęli AJP-ka z lasu i zaprowadzili mnie do mety. Okazało się że dziewczyny nie przejechały wszystkich check pointów w Niedzielę (chyba tylko jedna) więc nie byłam na straconej pozycji a to że w Sobotę przejechałam wszystkie punkty, a w Niedzielę pół dało mi w sumie 3 miejsce w zawodach! jejejeje
I to nie lans że mam fotki w okularach :) po prostu oko mi łzawiło jak było za jasno i Pan dr kazał nosić bryle :P Oczywiście dzień zakończyłam na pogotowiu ale na szczęście jest ok! 
Podsumowanie: Bez patrzałek już nie będę jeździć!


Na koniec bardzo dziękuję za wsparcie firmie: MOTUL i MAXXIS obydwa produkty dały radę i dzielnie wspomagały mojego AJP.
Maxxis okazał się bardzo fajna oponą na tak trudne warunki, startowałam na oponach FIM enduro i innych sobie nie wyobrażam na taką trasę.
Motul 20W-50 świetnie chłodził mój powietrzny silnik a sprzęgło o które się najbardziej bałam wytrzymało bez problemu cały rajd.

AJP tak jak już wspominałam dla mnie to strzał w dziesiątkę tylko moje ręce trochę są za słabe do czterosuwa ale dzięki fajnej mocy nie urwało mi ich :D
Pozdrawiam wszystkich zawodników z PL, którzy startowali w Drapak Rodeo. Fajnie było was wszystkich tam spotkać i pogadać z wami.

Łukasz, Tomek i PrzemoP - chłopaki dziękuję za pomoc przy pierwszym kanonku, bez was tak szybko bym go nie przejechała !! 

Linki na fotki:
wr450 
drapakrodeo
motohelen
wilde1 cz1
wilde1 cz2
lucy915
alenkavesela

 

4 komentarze:

  1. Przerażający jest opis związany z okiem. Dobrze, że skończyło się na pokiereszowaniu. Jeśli AJP dał radę w takim terenie to jest serio motocykl :) Brawa za odwagę startu w tym rajdzie. Łuk OO.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ŁukOO, przeżywam to wszystko nawet dzisiaj. Jeszcze dzisiaj mnie wszystko boli, ale z okiem już prawie ok :)
    AJP spisał się na medal :D
    Patka

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałem Łukasz w Twoich oczach brak wiary w AJP. Chociaż wiem, że motor Ci się podoba. Sam miałem wątpliwości ale teraz wiem że jego awaryjność (PR4) na pewno nie jest większa niż konkurencyjnych marek. Warto podkreślić że jego przydatność do sportu, jest naprawdę duża dla profesjonalnych hobbystów.
    Maciek

    OdpowiedzUsuń
  4. 33 yrs old Engineer I Alic Fishpoole, hailing from Val Caron enjoys watching movies like "Snows of Kilimanjaro, The (Neiges du Kilimandjaro, Les)" and Pet. Took a trip to Uvs Nuur Basin and drives a Ferrari 375 MM Spider. wizyta

    OdpowiedzUsuń