Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Dzikowskie lodowisko – kolejne CC Pucharu Dolnego Śląska za nami

Tak się zastanawiałem jaki tytuł obrać dla niedzielnych zawodów i wydaje mi się, że właśnie nazwa „lodowisko” jest tego najlepszym odpowiednikiem. Bo moi drodzy ślizgali my się tam wszyscy, że ho ho! Z perspektywy zakończonych zawodów wydaje mi się, że opony z kolcami mogłyby trochę (ale tylko trochę) pomóc w utrzymaniu odpowiedniego toru jazdy. Mamy jednak sierpień, laćki były więc odpowiednie do pory roku i trzeba było sobie jakoś radzić.

Zacznijmy od początku – na zawody wybraliśmy się z Opola w trójkę busem MParts`ów – Patrycja EC125, Maciek EC250 i ja, czyli Łukasz OO. na EC125. Oprócz nas nie mogło w Dzikowcu zabraknąć naszych opolskich liderów klasy E1 – Andrzeja Segina i Marcina Janiaka aka JANOSIKA. Jak już wcześniej pisałem pomiędzy kolegami dalej toczy się zacięta rywalizacja o pierwsze miejsce w Pucharze. Do końca sezonu jak i edycji PDŚ zostało jeszcze trochę – 3 imprezy – więc wszystko jeszcze może się zmienić. Ta rywalizacja nie tylko odbywa się na płaszczyźnie zawodników, ale i sprzętu – Andrzej ujeżdża pomarańczową 250tkę 4T, a Marcin jest wierny stajni GasGas`a – EC 250 4T. Zobaczymy więc, czy w klasyfikacji maszyn zwyciężą Austriacy czy hiszpańska marka mistrzów ;).

Dodatkowo, na starcie nie mogło zabraknąć zawodników z klubu TEAM PANDA. Na miejscu serdecznie przywitaliśmy Michała, Łysego i Lenego. Tym razem przyjechali bez żeńskiej reprezentacji, ale ku zaskoczeniu z GasGas`em EC125 koleżanki Karoliny. Na jazdę tym brutalnym bzyczkiem zdecydował się Vinc – Łukasz Więckowski. Brawa za odwagę, w tak trudnym dzikowskim terenie zaznajomienie się z możliwościami 125tki jest nie lada wyzwaniem.

Każdy coś tam przed startem robi swojego...

Trasa busem do Dzikowca jak zawsze upłynęła nam przyjemnie i towarzysko. Gdy wyjeżdżaliśmy z rana z Opola to pięknie świeciło słoneczko, choć powietrze było chłodnawe. Wraz z upływem kilometrów i zbliżania się do Kłodzka na horyzoncie malowały się już tylko granatowe i niczego dobrego nie wróżące chmury. Pogodynka dzień wcześniej jednak mówiła, że chmury przejdą i w okolicy będzie świecić słonko. W nocy jednak z soboty na niedziele mocno popadało. Dzikowski tor CC jest w większości pod drzewami, które skutecznie torują drogę promieniom słońca. Wiedzieliśmy więc, że trasa będzie podczas zawodów mokra i nawet gdyby się nagle zrobiło 30 stopni to i tak nic by to nie pomogło – nie wyschnie dla nas. W napięciu czekaliśmy więc na sprawdzenie podłoża toru podczas kółka zapoznawczego, które zaplanowano na 12tą.

Co do emocjonalnego napięcia to osobiście przez zawodami czułem się, jakbym jechał na nie po raz pierwszy raz w życiu. Tak jakbym zapomniał, że przez kwiecień, maj i czerwiec gdzieś człowiek brał udział w jakichś rywalizacjach. Przerwa wakacyjna zdecydowanie wpłynęła na kondycję psychiczną i fizyczną, bo wybiła nas z rytmu startów i współzawodnictwa. Byłem mocno podekscytowany tą niedzielą już od początku tygodnia w poniedziałek, a już przed samym startem ręce dalej trzęsły mi się ze stresu.

Po standardowych formalnościach związanych z zapisami (80PLN) i ubezpieczeniem (25PLN) odbyliśmy krótką odprawę przed startem. Koledzy z Dzikowca bardzo fajnie przygotowali scenę z głośnikami i usłyszeliśmy bez wysiłku, żeby uważać podczas zawodów, trasa jest śliska a ponadto będą startowali juniorzy, więc trzeba baczyć na śmigających maluchów. Osobiście bardzo podobała mi się inicjatywa weterana startującego na motocyklu BETA, który prosił wszystkich o spokój podczas kółka zapoznawczego. Mnie też nadmiar emocji u innych zawodników podczas tego okrążenia drażni i irytuje. Co więcej, nie pozwala często skupić się na zapamiętaniu trudnych elementów trasy przez chaos i zamieszanie jakie powstają w wyniku nadmiernie „pulsującej żyłki”.

Odprawa i część PANDA TEAM w nowych koszulkach

Po odprawie mieliśmy jeszcze chwilę do startu. Trzeba tu wspomnieć, że odzialiśmy się po raz pierwszy w nasze nowe koszulki PANDA TEAM, o których w lipcu debatowaliśmy na blogu. Nie ma co ukrywać, ale wyglądaliśmy w tych czystych, białych i super zrobionych ciuchach jak profesjonaliści. Inicjatywie koszulkowej trzeba przyznać status bardzo udanej. Myślę też, że zrobiło to również wrażenie na pozostałych zawodnikach, bo na starcie jako grupa wyglądaliśmy na „debeściaków” :D.

Ruszamy na start

Dochodzi 12ta więc spokojnie kierujemy się na pole startowe do pierwszego okrążenia zapoznawczego. Nareszcie będzie szansa zobaczyć co się tam w tym dzikowskim lesie stało po opadach deszczu. Dzięki temu, że w lipcu odbyliśmy tu sesję treningową na suchym torze pamiętało się w większości trasę, która na obecnych zawodach nie została zmieniona. Nie oznacza to, że była on mniej ciekawa. Dzikowiec to endurowy raj – multum podjazdów, zjazdów, kamienie, korzenie, trawersy. Nie można się znudzić tym miejscem, bo cała góra na której odbywają się zawody to istny off road`owy plac zabaw. Ja w każdym razie preferuje techniczne tory niż te, na których dominuje szybkość, która jest niestety moją słabą stroną.

Start do kółka zapoznawczego odbył się na łące. Tutaj nie było jeszcze problemów z nawierzchnią, bo wysoka trawa sprzyjała przyczepności. Problemy rozpoczęły się zaraz po wjeździe do lasu, gdzie znajdował się punkt kontroli przejazdu start-meta. Na mikroprędkości spowodowanej ilością zawodników i zbudowanej ciasnej szykanie, przez którą trzeba było się przecisnąć poczułem jakbym nagle zjechał z asfaltu wprost na lodowisko. Na łatwym zakręcie pod górkę o 180 stopni przód mi „popłynął” i tylko szybki ratunek nogą i dźwignięcie Gas`a uchroniło mnie przed upadkiem. Dalej było już tylko ciężej. Zaraz za startem zjazd w dół, nawrót i trawersem ścieżką wyjeżdżoną samochodami terenowymi do góry. Każde mocniejsze dodanie gazu kończyło się niekontrolowanym uślizgiem i traceniem przyczepności, co automatycznie zmniejszało szanse na osiągnięcie tego łatwego podjazdu. Dodatkowo wszędzie wystające korzenie, które były śliskie od wody i nanoszonego błota utrudniały skutecznie trzymanie wybranego toru jazdy. Ciekawie się robi, oj ciekawie. W lipcu na suchej nawierzchni ten podjeździko- trawers był niczym specjalnym, a teraz muszę tutaj już walczyć o przeżycie. Dwóch chłopaków przede mną już się zawinęło, bo odkręcili za mocno manetki. Walczą o jakąkolwiek przyczepność, ale widać że koła kręcą się w miejscu a moto ani rusz pod górę. Stałym tempem omijam gości błagając własny los o jak najmniejszą ilość tego typu przygód.

Następnie, może po minucie jazdy dojeżdżamy do krótkiego ale już ostrzejszego podjazdu pod górę. Patrzę przed siebie i widzę 3 kolejnych gości w połowie górki, którzy w wyniku uślizgów na tej mokrej i śliskiej glince straciło szansę na wjazd. Robi się korek, jakimś cudem udaje mi się stanąć w miejscu, gdzie mam trochę przyczepności. Jak tylko się trochę przerzedziło, bach! Jedynka i do góry na otwartej przepustnicy. Muszę mocno spinać motocykl nogami, bo tylnia opona dramatycznie szuka przyczepności i zarzuca tyłem Gas`a na kamieniach i korzeniach. Od tego momentu już zaczynam samotną wyprawę tego okrążenia, bo ten element na dobrą chwilę przyblokował pozostałych rider`sów. Dalej jest już tylko ciekawiej. Tak jak się spodziewałem ślizgawica przepotężna na wszystkich zjazdach, podjazdach i nielicznych prostych. Boję się mocniej odkręcić, bo na zwykłej prostej znów „pociągnęło” mi przód i zaliczyłem małą glebę. Okej, trzeba spasować z gazem i jechać stałym, delikatnym tempem unikając tego typu błędów. Dalej staram się technicznie przejeżdżać wszystkie przeszkody, ale łatwo nie jest. Mokra ziemia niczym glinka „zakleja” kostki w oponie. Czasem czuje się jakbym miał założone zwykłe szosówki. Szczególnie dało się to we znaki podczas przejazdu przez belkę. Normalnie zwykły strzał ze sprzęgła i trzymanie gazu pozwalało mi w elegancki sposób przejechać tego typu przeszkodę. Teraz prawie że nie zginąłem na tej belce, bo po zetknięciu się mojej obłoconej opony z drewnem zamiast do przodu wybiło mnie w bok. Uff, dobrze że przed startem ustawiłem sobie zawieszenia na mocno miękkie + niewielka ilość powietrza w oponach i Gas wybaczył mi ten błąd. Dzięki o żółta bestio! :D

Kolejne nadchodzące podjazdy chciałem pokonać zgodnie z lipcowym doświadczeniem – pamiętałem który bieg muszę zapiąć, żeby znaleźć się u góry. Niestety, musiałem szybko zweryfikować swoją wiedzę, bo na jednym z trudniejszych trawersowych podjazdów, gdzie na deser na samym środku znajdowało się drzewo ledwo wciągnąłem się do góry na dwójce. Mokra ziemio-glinka, gigantyczne, śliskie korzenie i ostre kamienie chciały mi w tym przeszkodzić. Nie było w ogóle miejsca na nabranie rozpędu i trzeba było walczyć dwusuwem o przeżycie na tej niesprzyjającej nawierzchni skuteczną metodą strzału ze sprzęgła WOP!WOP!WOP!. Czasem jednak lepiej było wolniej acz spokojnie trzymać stały gaz i nie zrywać nerwowo przyczepności, żeby wtoczyć się na szczyt.

Marcin aka JANOSIK na podjeździe z drzewkiem-przeskodą po środku(widoczne w tle)

Kółko zapoznawcze miało przed nami jeszcze dwa prezenty - pierwszy w postaci podjazdu EXTREME. Zamiast niego można było wybrać alternatywny objazd, który wcale nie był łatwiejszy. Jak dojechałem do EXTREME`a to niestety „zginęło” na nim już 2 gości blokując wjazd, więc aby nie tracić czasu wybrałem alternatywę. Objazd śliski, kamienisty i stromy - trzeba było mocno pracować sprzęgłem, aby dowlec się do góry. Zdecydowałem, że w miarę możliwości będę próbował EXTREME`em, który przecież udało mi się podjechać w lipcu i nie jest on taki straszny.

Drugi prezent już pod koniec okrążenia znajdował się w centrum dzikowskiego raju. Są tam rozliczne podjazdy i zjazdy i tam też organizator zapętlił trasę. Było to również fajne miejsce dla kibiców, którzy w jednym miejscu mieli wgląd w ciekawe odcinki (patrz: gleby i walkę o przeżycie). Żeby wjechać do tego centrum trzeba było pokonać łatwy podjazd, który atakowało się z dołu skręcając w prawo po trawersie i prosto jadąc do góry. Jednak wczoraj ten łatwy podjazd był niesamowicie śliski, a i gigantyczne wystające korzenie nie pomagały w utrzymaniu równego tempa wjazdu. Dla dwusuwów, które bardzo delikatnie reagują na dodanie gazu było to nie lada wyzwanie. Każde zbyt mocne przekręcenie manetki albo „zgubienie” toru jazdy kończyło się uślizgiem w połowie górki i trzeba było próbować wszystko od początku. Podjazd bardziej ulgowo traktował czterotakty, które delikatnie gramoliły się po nim wzwyż. Ja na zapoznawczym ledwo się po nim wczołgałem i pomyślałem wtedy, że podczas wyścigu może się zdarzyć, że spędzę tutaj trochę więcej czasu ;)

Ten podjazd niejednemu sprawił duże kłopoty

Po tym podjeździe trzeba było jeszcze „pobawić się” w zapętlonej trasie i stamtąd drogą wychodziła już na łąkę, skąd miał rozpocząć się wyścig. Ku mojemu zaskoczeniu znajdowało się na niej zaledwie kilku zawodników. Większość jeszcze walczyła w lesie z podjazdami i minęło dobre 20 min zanim wszyscy się zjechali. Z ciekawości podszedłem do Patki zapytać czy aby nie odpuszcza, ale twardo powiedziała, że jedzie dalej. Trzeba zaznaczyć, że była jedyną dziewczyną startującą podczas tej wymagającej edycji Pucharu i za to należą się jej brawa. Wszyscy zawodnicy uformowali linie startu zgodnie z klasami i byliśmy już gotowi do stawienia czoła 2 godzinnej harówce w dzikowskim wesołym miasteczku.

Na linii startu wcisnąłem się pomiędzy liderów E1 - Janosika i Andrzeja. Start z najlepszymi ma o tyle ciekawy przebieg, że po machnięciu flagą startują szybko odjeżdżając w kurzu, a człowiek ma dużo przestrzeni wokół siebie, żeby sobie spokojnie ruszyć. Ponadto klasa E1 w tej edycji nie była liczebna (chyba tylko 10ciu zawodników), więc nie było też dużego tłoku zaraz po starcie. Ci co jeżdżą ostro szybko odjechali, a ci co przyjechali się pobawić tak jak ja spokojnie pyrkaniem brnęli do przodu;).

Przez cały przebieg wyścigu mocno koncentrowałem się, żeby się nie wywracać zbyt często. Skutek tego był taki, że raz udawało mi się pokonać całe okrążenie bez przygód, a następne już nie. Przejazd przez trasę bez problemów był loterią. Najgorszym dla mnie były wybicia z rytmu jazdy, szczególnie na podjazdach. Kilkukrotnie głównie przez korzenie, na których łapałem uślizgi stawałem w poprzek górki i kończyło się to tym, że trzeba było ponawiać próbę wjazdu. Wiadomo, że takie przygody bardzo męczą, dekoncentrują na chwilę i trudno człowiekowi później wrócić do obranego rytmu jazdy. Największym problemem dla mnie był trawersowy podjazd z drzewem pośrodku. Ciężko było się tam napędzić, bo na dole przeszkadzały ku temu duże i śliskie korzenie. Nie umiałem sprawnie ich pokonać i ten element trzy razy skwasiłem. Trzeba było zjechać z połowy góry i zaatakować jeszcze raz, co kończyło się traceniem sił i czasu. Na ostatnim okrążeniu w tym miejscu dogoniłem Maćka, który przez wyścig eskortował Patkę jadącą przed nim. Widziałem przed sobą jak elegancko wspięli się do góry. Tak się podekscytowałem, że zaraz ich wyprzedzę, że oczywiście wjazd mi nie wyszedł. Przyjaciele sobie odjechali, a ja resztką sił musiałem pokornie zjechać w dół i spróbować wjazdu jeszcze raz. Patka po wyścigu powiedziała, że widziała mnie wtedy i błagała los o moją skuchę. No i wykrakała :D.

Na pierwszym okrążeniu, gdy dojechałem do odcinka EXTREME, który postanowiłem stale wybierać zamiast objazdu zaatakowałem go ze zbyt słabego biegu – jedynki. W połowie górki poczułem, że nie dam rady i spasowałem, póki można jeszcze było szybko zawrócić bez dodatkowej pomocy. Wjechałem po objeździe mijając kilku zawodników, którzy tam utknęli. Zgodnie między sobą rozmawialiśmy po zakończeniu, ze ten objazd naprawdę nie był lekkim. Na drugim okrążeniu przed samym podjazdem EXTREME wyprzedził mnie zawodnik MK Siedlęcin (tak poza wszystkim koledzy z Siedlęcina + lokalni + Marcin i Andrzej zapieprzali na trasie, że szok! Zdublowali mnie chyba ze 3 razy!). Przytrzymałem się go przez chwilę i pojechałem wybraną przez niego ścieżką, na której się napędziłem na dwójeczce i elegancko wdrapałem się na szczyt. Od tego momentu już cały czas jechałem w tym miejscu takim samym torem jazdy i tylko dwa razy nie udało mi się w 100% wdrapać do końca. Raz pomogli mi kibice i wciągnęli Gas`a za przednie koło. Drugim razem musiałem na koniec wystrzelić moto spod siebie, ale zrobiłem to tak skutecznie, że wskoczył mi na półeczkę już na samej górze :). Dobrze, że ta sytuacja stała się na przedostatnim kółku. Gdy podniosłem moto z ziemi sprawdziłem klamki czy wszystko gra. Niestety, sprzęgło nie do końca dało się wcisnąć i pomyślałem wtedy, że coś mogło się uszkodzić w zbiorniku z płynem, może pompka lub jakiś mechanizm, bo klamka była cała... Ostatnie okrążenie jechałem więc nie do końca wysprzęglając zmiany biegów, a i strzały ze sprzęgła wychodziły trochę ciężej. Ostatnie kółko to też brak sił i próby ataku EXTREME sobie odpuściłem wybierając objazd.

Gdzieś w ¾ wyścigu utknąłem na dobre w miejscu podjazdu trawersowego przed końcem i zapętleniem trasy, gdzie wszyscy ostro się ślizgali. Straciłem dobre 10min, bo męczyłem go 4 razy, zanim udało się wyjechać. Kibice chcieli pomóc wciągając mnie do góry, ale byłem strasznie zirytowany faktem, że taka łatwizna mi nie wychodzi. Kurde, wjeżdżam EXTREME`a, a tutaj nie wychodzi. Co jest? Zjeżdżałem więc w dół i kolejna próba. Uwierzcie ci, którzy nie jechali, że było tam super ślisko. Nie dało się tam stać, bo od razu zjeżdżałeś w dół jak po jakiejś ślizgawce. I podnieś tu jeszcze motocykl na tym stoczku. Uff, spociłem się tu wtedy konkretnie.

TTR 230 to był idealny moto na Dzikowską trasę - Leny walczy z super śliskim podjazdem

Przed ostatnim okrążeniem byłem już mocno wyczerpany - VII runda PDŚ nieźle mnie sponiewierała. Z dużą ulgą przyjąłem fakt, gdy wjeżdżając znów na meta-start machnięto mi flagą na zakończenie. Wiadomo, że chciałoby się jeszcze jedno więcej kółko, ale to już mogło być ponad moje siły. Szczęśliwy, że pomimo przygód cało udało mi się skończyć zawody dowlokłem się na parking, gdzie oczekiwaliśmy spokojnie na wyniki.

Rywalizacja pomiędzy Marcinem, a Andrzejem w E1 skończyła się zwycięstwem Marcina. Brawa dla kolegi ujeżdżającego GasGas`a!! Andrzej uplasował się na drugim miejscu, co w tych warunkach jest również świetnym osiągnięciem. Dla pozostałych członków PANDA TEAM, którzy cieszą się z samego faktu ukończenia zawodów ogromną radością było zajęcie 4 miejsca w E1 kolegi Lenego na TTR230. Nagrodą za 10 kółek był dyplom oraz uścisk organizatorów. Łysy przygotował dla Lenego specjalny puchar w postaci butelki dobrego piwa z manetką wetkniętą na szyjkę. Mam nadzieję, że nagroda została już przez kolegę prawidłowo spożyta ;). Duże brawa należą się oczywiście Patce, która w tych warunkach wykręciła 5 kółek. Przez cały czas pomagał jej Maciek, więc i on również zakończył VII edycję PDŚ z dorobkiem 5ciu okrążeń. Dla porównania mnie udało się ich zrobić osiem. Na mecie nie pokazał się niestety Michał, któremu na ostatnim kółku zerwał się łańcuch. Trzeba było szukać kolegi w lesie, bo przepadł w nim pod sam koniec rajdu. Na szczęście po krótkim czasie zlokalizowano nieszczęśnika i otrzymał pomoc w postaci samochodu z przyczepą, na której jego Yamaszka zjechała z trasy. Z ciekawostek to podczas niedzielnego rajdu na trasie dość mocno spłonął motocykl. Była to BETA z klasy Junior, nówka sztuka, która zajęła się ogniem w wyniku rozerwania kolektora. Szkoda było widzieć taki świeży motor i w połowie w zgliszczach. Oby takie przygody omijały nasze motocykle szerokim łukiem.

Zwycięzcy klasy E1

Euforia w klasie E2

Podsumowując zawody, trasę i organizacje całej imprezy wszystko było naprawdę super. Dopisała nam również pogoda, bo już w trakcie wyścigu zniknęły chmury i wyszło słońce. Dla mnie edycje PDŚ to nie zawody a raczej niedzielne pikniki, podczas których entuzjaści-amatorzy offroad mogą dać upust swoim ambicjom. Wszystko w zdrowej, przyjacielskiej i serdecznej atmosferze oraz co bardzo ważne w zasięgu finansowym większości z nas. Mam nadzieję, że tak samo a może i nawet lepiej będzie w Siedlęcinie 11 września. Ja w każdym bądź razie nie mogę się już tego dnia doczekać :).

LINK DO FOTEK OD PATKI

SIWEK MOTOCYKLE - FILMIKI z PDŚ VII runda [THX!]

KIBICOWANIE NA EXTREME MOŻE BYĆ NAPRAWDĘ EXTREME ;)

WYNIKI ZAWODÓW

FILMIKI TEAM PANDA & GASGAS

ps. podziękowania dla FLY i Dominiki za doping podczas zawodów. Chciałem poinformować, że pyszne owoce, którymi koleżanka nas uraczyła po starcie dały o sobie znać w poniedziałek ;)

14 komentarzy:

  1. Nie obyło się bez połamanych klamek, zerwanych łańcuchów i płonącego motocykla !

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Filmiki z imprezy pojawiać się będą na kanale http://www.youtube.com/user/SiwekMotocykle#p/c/D2935C942280C198


    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fotki:
    https://picasaweb.google.com/104188958256641847548/VIIEdycjaPDSDzikowiec28082011?authkey=Gv1sRgCNO8nsjBqOqM9wE

    OdpowiedzUsuń
  5. siemka P.team po walnych obradach i ten tego tegowania wnoszę o PUCHAR FAIR PLAY dzikowiec dla kolegi MAĆKSA za asekuro PATKI .panda team super jazda ,fajnie było was oglądać na trasie .tak trzymać .pozdro FLY.c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
  6. c.d. ...a w temacie owoców to w domu znalazłem jeszcze klika no i mówię wam to jest prawdziwe życie .wiecie co mam na mysli -nie ..?warto pociągnąć ten temat kiedyś -było wesoło !?fly p.s.lukas dopisz coś jeszcze ,to będę miał materiał na dtreningi .hejjo

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak? A co to za walne obrady obyły się bez udziału reszty teamu. Czyżbyś FLY sam obrał się prezesem:) a może tworzysz własny jednoosobowy skład jury, który dokonuje jedynie słusznych wyroków w kategorii enduro. No tak, z Twoją wiedzą i doświadczeniem masz do tego prawo...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak się składa, że także "świadkowałam" na tych zawodach i nie zauważyłam, żeby Patka wymagała większej pomocy niż inni zawodnicy, w tym zawodnicy Mistrzostw Polski. Jeśli masz ochotę stworzyć klasę paraenduro, to proszę bardzo ale nie próbuj wrzucić nas do tego wora - tylko dlatego, że wydaje Ci się, że dziewczyny są cienkie z definicji.
    P.S. To taki mój osobisty i śmierdzący bąk po śliwkach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Patka jechała samodzielnie i ani razu nie musiałem pomagać jej w jeżdzie . Myślę że wielu kolegów mogło by się od niej techniki jazdy nauczyć.Mi zaimponowała skutecznością na śliskim pdjeżdzie, 5 okrążeń to jak na te warunki całkiem nieżle. Puchar to wolał bym za zajęte miejsce ale na to to muszę jeszcze popracować.Ale dzięki za docenienie mojej nad opiekuńczości.Maciek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa dyskusja :D
    Pomału zamieszczamy filmiki: http://www.youtube.com/user/gabior1

    Zawody super pod każdym względem!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. siemka .no i udało się pobudzić więcej klubowiczów do komentarzy.osbiście mam nadzieję ,że będę mógł czerpać z doświadczenia naszej koleżanki PATKI jako najbardziej okrzesanej i nie mniej doświadzczonej od was "towarzysze" gas-a . jak dotąd najrówniej jeżdżącej wśród mi znanych .ale to tylko moje skromne obserwacje .pomagać w potrzebie to nie grzech , a wszyscy się pewnie jeszcze uczymy -dopóki żyjemy .pozdro FLY P.S.KOLEGO KLAMKA widocznie nie złapałeś sensu mojej myśli ,trzeba czytać pozytywnie ,a nie szukać negatywów .ale oczyście masz prawo do własnych wniosków .poznajmy się bliżej to bedzie łatwiej się zrozumieć .siemka

    OdpowiedzUsuń
  12. przepraszam za pomyłkę KOLEŻANKO KLAMKA .jeśli Ty to Ty to ok.chyba wiem więcej ... , a może nie .widzę ,że oboje kierujemy się uczuciami i emocjami .to mnie cieszy , bo mialem inne obawy .pozdro .fly

    OdpowiedzUsuń
  13. Słuchaj FLY czy jak CI tam nie spamuj w komentarzach tylko umów się na kawę z Domiklamką i sobie to wyjaśnicie( o ile będzie chciała :p) .Strona i komentarze pod postami owszem są po to aby wyrażać swoje opinie nie zawsze pozytywne ale bez przesady .Zapraszam na nasze forum.Stawiam osobiście na spotkanie oko w oko a nie wypociny na stronie, to wasza osobista wojenka i nie katujcie nas tym prosze.
    Zawodnikom gratuluje ukończenia zawodów 3-majcie gas ;) pozdro

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny filmik - szkoda, że słaba jakość: http://www.youtube.com/watch?v=sixFn2xjTCU

    OdpowiedzUsuń