Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 18 lipca 2011

Lipcowy weekend w górach – 16-17.07.2011

Ależ te maszyny są piekielnie szybkie w naszych rękach...:P

W ostatni weekend trójka GasGas`owców – Maciek B, Patka i Łukasz OO - wybrała się na mały rekonesans górskich szlaków. Co prawda plany były inne – mieliśmy spróbować swoich sił w PP CrossCountry w Radomiu. Niestety, zbyt późno zajęliśmy się formalnościami związanymi z udziałem w tej imprezie i ostatecznie z niej zrezygnowaliśmy.

Na celowniku sobotnich jazd wybrany został tor w Dzikowie koło Nowej Rudy. Na tym torze 28 sierpnia rozegrana zostanie druga edycja Pucharu Dolnego Śląska. Chcieliśmy wcześniej zapoznać się trasą i przećwiczyć jej trudne odcinki, aby w sierpniu triumfować...nieco wyżej w klasyfikacji ;). W I edycji Cross Country w Dzikowie nie braliśmy udziału i nawet nie pamiętam dlaczego. Może Patka albo Maciek będą pamiętali przyczynę...?hmm...

Dzięki wcześniejszym kontaktom Maćka z członkami klubu motocyklowego Nowa Ruda wiedzieliśmy jak do niego trafić. Dobrze, bo jest on trochę na uboczu i bez mapki dojazdowej trudno byłoby go znaleźć. Tor to tak naprawdę jedna wielka, zalesiona góra z dużą liczbą rozjeżdżonych ścieżek. Jego położenie jest bajeczne – stojąc już na parkingu odczuwa się potęgę łańcuchów górskich znajdujących się w okolicy. Dodatkowo w sobotni dzień pogoda nam dopisywała – było bardzo słonecznie, powietrze było przejrzyste a widoki zapierały nam dech w piersiach. Ze względu na gorąco nie był to może najlepszy dzień na jazdę offroad. Jednak dzięki temu, że 95% trasy jest w lesie słońce nie dokuczało nam tak mocno.

Nasze GasGas`y na parkingu znajdującego się zaraz obok toru w Dzikowcu

Po przebraniu na parkingu wyruszyliśmy na spokojną objazdówkę po wyjeżdżonych śladach. Chcieliśmy uchwycić trasę CrossCountry z I edycji PDŚ aby później móc trenować spokojnie kółeczka utrzymując stałe tętno i tempo jazdy. Okazało się to trudniejsze niż myśleliśmy. Po wjeździe do lasu dojechaliśmy do (jakby to rzec) centrum tego parku rozrywki. W ciemnym lesie było mnóstwo podjazdów i zjazdów i krzyżujących się ścieżek. Zabawa przednia, wszystko skupione w jednym miejscu.

Jedna z wielu ścieżek w dzikowskim wesołym miasteczku

Po chwilowej rozrywce skierowaliśmy się jednak dalej w głąb lasu jedną ze ścieżek mając nadzieje, że odkryjemy trasę pucharu. Udało nam się okrążyć górę, ale nie miało to nic wspólnego z równą jazdą po wyznaczonej trasie. Zbyt wiele krzyżujących się ścieżek i nie wiadomo, w którym kierunku jechać :/ Po drodze duża ilość nie łatwych podjazdów z wystającymi kamieniami i grubymi korzeniami. Patka dzielnie walczyła, w pierwszym „niby” okrążeniu kilka razy góra pokonała zawodniczkę. W miarę jednak poznawania trasy pochyły nie robiły na niej już takiego wrażenia i dzielnie odpierała ich ataki.

Pokonana Patka z pokorą przyjmuje pomoc od towarzyszy - początki na trasie w Dzikowcu ;)

W pewnym momencie dojechaliśmy do elementu trasy CC EXTREME. Krótki podjazd, ale mocno zryty i kamienisty plus gałęzie. Pierwsze dwie próby Maćka skończyły się soczystymi przekleństwami oraz zadrapaniami mocarnego EC250. Trzecia próba była udana i kolega wdrapał się na szczyt wyrzucając triumfalnie w dół spod tylnego koła solidne porcje sporej wielkości kamieni. Mnie ten zaszczyt udał się też za trzecim razem. Atakowaliśmy podjazd „na wprost” a podczas Pucharu trasa w jego kierunku wiodła z zakrętu. Oj, ciężko tu musiało być. Widziałem w sieci filmiki co tutaj się działo podczas zawodów. Odpuszczamy sobie ten element w harmonogramie dnia wybierając objazd, który wymaga techniki i stałego tempa.

Maciek walczy z podjazdem EXTREME

Nieudana próba na podjeździe EXTREME - Lukasz OO.

Zmęczeni błądzeniem w lesie i jeżdżeniem „na pałę” wracamy na parking w celu nawodnienia i chwilowego odpoczynku. Pomimo dużej atrakcyjności trasy chaotyczna jazda bez celu drażni i zniechęca. Chwilowy kryzys przełamujemy wyruszając z Patką poćwiczyć spokojnie różne podjazdy naszymi bzyczącym EC125. Stałe tempo i powolne dozowanie gazu na tych motorkach wcale nie jest takie łatwe. Jednak wyuczenie tej techniki powoduje, że Patka zaczyna zdobywać coraz trudniejsze podjazdy – BRAWO! Po chwili dołącza do nas Maciek i zaczynamy bawić się wspólnie na „dziewiczych” podjazdach między drzewami. Jest frajda, jest fajnie. Po jeszcze jednym okrążeniu góry, na które się ot tak wybraliśmy słyszymy warkot zbliżających się motocykli. Odnajdują nas chłopaki z klubu Nowa Ruda i po krótkiej pogawędce nadają sens naszej jeździe pokazując nam od startu do mety całą trasę CC, uff. Dziękujemy, potem jeszcze chwilę rozmawiamy o trasie, miejscu i planach jej przygotowania na następne CC. Maciek służy swoim GG EC250 do jazd testowych. Koledzy chcą nas wyciągnąć dalej na objazd okolicznych wzniesień, ale nam do szczęścia wystarczy już znajomość całego okrążania i wreszcie jego trenowania.

Wybawienie - koledzy z Nowej Rudy znają dobrze tutejsze ścieżki

Nowa Ruda testuje EC250 Maćka - wrażenia mocno pozytywne :)

Po pożegnaniu kilka razy objeżdżamy trasę. Patka dzielnie walczy i udaje jej się przejechać bez większych problemów dwa okrążenia. Duży sukces jak dla dziewczyny, bo trasa siłowo wymagająca, chwilami niebezpieczna i nie ma gdzie odpocząć. W międzyczasie, kiedy ma już chwilowy przesyt jazdy zajmuje się fotografowaniem Maćka i mnie dzięki czemu mamy tyle fajnych fotek :). Sobotnie harce kończymy szczęśliwie w okolicach 18tej przyrzekająca sobie, że w sierpniu na pewno tu wrócimy na trening przed zawodami.

Wieczorem tego samego dnia udajemy się na zasłużony odpoczynek. Decydujemy się na prawdziwie motocyklowy styl życia - nocleg pod namiotem. Uh, jakże dawno nie spalem w ten sposób! Rozbijamy królewski wręcz wigwam w pięknym miejscu pośrodku wszechotaczających gór. Wieczorny odpoczynek umila nam plonące ognisko, smaczne kielbaski i przejrzyste niebo, które dodatkowo rozświetla dla nas księżyc w pełni.

Namiot sułtański :D

Nocne przyjmowanie węglowodanów i tłuszczy

Niedzielne wygibasy na naszych hiszpańskich rakietach planowaliśmy na dobrze już znanej hałdzie Wiesław w Wałbrzychu. Mieliśmy okazje jeździć tu podczas Enduro Sprint`u, wałbrzyskiej rundy PDŚ więc teren ten w przeciwieństwie do Dzikowa jest już nam dobrze znany. Podczas zawodów jeździliśmy tu po wyznaczonych trasach, a teraz – wolni od ograniczeń – mogliśmy z hałdą robić co nam się żywnie podoba.
Droga z Nowej Rudy do Wałbrzycha upłynęła nam bardzo miło. Podziwialiśmy z samochodu okoliczne miejscowości i wszechobecne górki. Maciek z Patką co rusz pokazywali na różne wzniesienia i komentowali –„o tutaj zawsze wjeżdżamy”, „ooo! a pamiętasz, tutaj zjeżdżaliśmy, było bardzo stromo” etc. ;). Charakter niedzielnej wycieczki do Wałbrzycha był iście wakacyjny. Tym bardziej, że pogoda znów dopisywała – słoneczko i ani grama chmurki. Jeszcze przed obraniem trasy na Wałbrzych wpadliśmy po drodze do gospody Harenda na śniadanko. Po napełnieniu naszych brzuchów, bliżej nam było do znalezienia jakiegoś jeziora po drodze i leniwego leżenia w słońcu niż szaleństw na dwóch kołach. No ale motocykle były na pace busa MParts, przyjechaliśmy w końcu w te rejony jeździć, więc o rezygnacji z wcześniej ustalonych planów nie było mowy :).

Okolice aż roją się od alternatywnych atrakcji

Zajeżdżając na stadion wałbrzyski przypomniała mi się atmosfera zawodów. Teraz natomiast świecił on pustkami, lekko zarośnięty i bez całej otoczki towarzyszącej imprezom wyglądał zupełnie inaczej. Oprócz nas z biegiem czasu pojawiali się na miejscu kolejni, okoliczni rajderzy. Bardzo sympatycznie z ich strony – gestem ręki pozdrawiali nas serdecznie. Po wczorajszych wybrykach w Dzikowcu trudno było się nam zmobilizować do kolejnego dnia jazdy. Podczas wyciągania Gas`ów z busa towarzyszył lament i jęczenie „weeh, ale nam się nie chce”;) Patka i Maciek dodatkowo w namiocie spali na twardych karimatach i teraz, lekko zesztywniali zmuszają się do ubrania całego motocyklowego ekwipunku. Ja po wczorajszej jeździe mam pęcherze na dłoniach, które po złapaniu w rękawiczkach za kierownice pieką niemiłosiernie :/. No cóż, trzeba zapomnieć o bólu, zmotywować się, przełamać barierę pierwszych kilometrów – może z biegiem czasu i rozgrzania frajda z jazdy pozwoli zapomnieć o towarzyszących dolegliwościach..? :D.

Ueh Maciek, czy my aby musimy to wszystko wypakować...? Tak....? Jesteś pewien..?

Wymiana filtra powietrza przed jazdą w chirurgicznych rękawiczkach :P Pamiętaj - dbaj o swój motocykl, a będzie Ci dłuugo i bezawaryjnie służył :]

Na początku robimy sobie rozgrzewkę jeżdżąc po dobrze nam znanej trasie stadionu. Czując się już bardziej pewnie wyruszamy dalej na szlak majowego CrossCountry. Prowadzi Maciek – brał udział w CC więc i droga jest mu dobrze znana. Trasa zdecydowanie łatwiejsza od EnduroSprintu. Na hałdzie nie ma tak trudnych elementów, a większość podjazdów i zjazdów to „pikuś” w porównaniu do czeskiej edycji Enduro. Patka na początku niechętnie próbuje podjazdów ze względu na towarzyszące po wczorajszych harcach zmęczenie, ale później już śmiga całą trasę bez problemu. Tak samo jak wczoraj, w wiernym odtworzeniu trasy CC pomaga nam okoliczny „lokals” na WR250. Katuje swoja Yamahę na najdłuższych hałdowych podjazdach. Na chwilę dołączamy do tej zabawy razem z Maćkiem. Ja, ponieważ podczas Sprintu nie wybierałem Extreme podjazdu, teraz na spokojnie chcę go spróbować . Pierwsza próba trochę wyszła fartem, bo puściłem gaz w połowie i doczłapałem się techniką WOP!WOP!WOP!. Następne próby wychodziły już bez problemu – po prostu stosowałem radę Maćka i atak góry następował na większej petardzie, bez odpuszczania gazu. Wspaniałomyślnie Patka uwieczniła te nasze pierwsze próby na video co możecie podziwiać poniżej :D

Pierwsza próba Łukasz OO. i EC125

Pierwszy strzał pod hałdę - Maciek i EC250

Na hałdzie obok głównego podjazdu znajdował się jeszcze jeden ciekawy stok, który Maciek zdobył atakiem z samego dołu, bez napędzania. Z drugiej strony z góry obserwowałem jak EC250 równym tempem walczy z konkretną stromizną i doczłapuje się na szczyt. Wyglądało to bardzo profesjonalnie. Mnie również udało się tam podjechać, ale z pełnym najazdem z przeciwległej górki.

Aaaataaakkk ze zbocza - zaraz po drugiej stronie podjazd był konkretny

Po chwilowych zabawach na wzniesieniach udaliśmy się znów trasą CrossCountry na obchód. Chwile przyjemności zepsuł nam fakt, że Patkowy EC125 zassał syfka z baku i zawiesił zaworek w gaźniku. Efektem tego wydarzenia było gubienie paliwa. Robimy powrót na stadion do busa, szybki serwis gaźnika, winowajca „syfek” odnaleziony, montaż gaźnika z powrotem i znów w trasę. Podczas jazdy spotykamy bardzo pozytywnych dwóch młodych lokalnych ridersów, którzy usilnie próbują zdobyć szczyt hałdy w miejscu, co do którego nie spodziewalibyśmy, że jest to w ogóle możliwe. Chwile zawahania i Maciek bez zbędnych pytań podejmuje atak wzniesienia wybierając trasę na wprost, ale bezskutecznie. Decydujemy się na zabawę w tym miejscu i dopingujemy się wszyscy podczas kolejnych prób dotarcia na szczyt. Prawie wszystkie kończą się niepowodzeniem. Respekt dla wałbrzyskich kolegów, którzy spędzili tu już dobry czas i pomimo licznych gleb walczą z górą do końca. W końcu jednemu z nich udaje się zdobyć górę, ale alternatywną trasą, trochę trawersem. Drugi wpada w ambicjonalny szał w wyniku sukcesu kolegi i podczas kolejnej próby, która niestety zakończyła się w ¾ stoku łamie podczas wypadku klamkę hamulca przedniego. Musi wrócić na dół, a tu ani tylniego hamulca (nie działał) i teraz jeszcze nie ma nic z przodu hehe. Maciek wraz z kolegą-zdobywcą jadą wokół pomóc biedakowi zejść z moto z tej stromizny. W końcu jednak chłop daje radę i trochę na biegu i trochę pomagając sobie nogami zjeżdża na dół. W tym miejscu „dojeżdżamy” się do końca. Niestety nie udało nam się zdobyć tej ściany, choć było bardzo blisko! Jest powód żeby jeszcze raz tu wrócić i pokonać hałdzine. Poniżej filmiki, które oczywiście nagrała dla nas Patka dokumentujące starania wjazdu na tą ścianę śmierci :D

Masywny to był stoczek


Maciek EC250 - próba "na wprost"

Łukasz OO. - walka alternatywną trasą EC125

EC125 - drugie podejście i pas w połowie góry, eh te kamienie!

Ostatnia próba i najdłuższy wjazd EC125 po utwardzeniu tylnego amora na full! :D

Zejście z tego smoka wcale nie bylo lżejsze...zdyszany Maciek już prawie na dole

Udana próba wjazdu wałbrzyszanina - jedyna w tym dniu i miejscu:)

Po tych walkach nie mamy już siły na dalszą jazdę w upalnym tego dnia słońcu i decydujemy się na powrót do busa. Zmęczeni ale szczęśliwi udanym weekendem kończymy dwudniową jazdę nawadniając się i łapiąc oddech w cieniu stadionowych drzew. Ładujemy motocykle do busa . Jest i trochę zniszczeń, w większości u Maćka powstałych w wyniku różnych prób wspinaczkowych niekoniecznie po trasie ;) Wracając snujemy tęskne opowieści dotyczące zawodów. Rajdy potrafią człowieka zdecydowanie bardziej zmęczyć i nasycić jazdą niż takie ganianie bez celu. Choć fajnie jest sobie po prostu pojeździć to jednak rywalizacja i jazda po wytoczonych, często trudnych trasach zawodów jest dla nas bardziej satysfakcjonująca. Człowiek na pewno więcej się dzięki temu uczy – trzeba zmusić się do jazdy po trudnej trasie (normalnie się „odpuszcza”) i ukończyć pomimo zmęczenia wyścig. Czekamy więc z utęsknieniem na koniec sierpnia i powrót cyrku zawodów Pucharu Dolnego Śląska., ale nie tylko! Coś tam jeszcze przebąkujemy o drugiej próbie w PP Enduro Kielce ale to dopiero może zdarzy się w październiku :)

SKRÓT DO WSZYSTKICH ZDJĘĆ

6 komentarzy:

  1. Dzięki Łukasz za wspólny wyjazd, było fajnie.Oby więcej takich okazji do rozważań o UFO i innych zjawiskach. Niedługo cię niedogonie . Maciek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również zaliczam weekend do super udanych!
    Dzikowiec i Hałda to moje ulubione miejsca :D, znów chcę tam jechać - tylko odwagi i siły brak !
    Spanie pod namiotem też super, można było usłyszeć pięknie śpiewające ptaszki, wyjące wilki i ryczącego małpoluda :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, oby więcej ognisk, namiotów i wyjazdów o prawdziwym motocyklowym charakterze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To teraz tylko trzeba wszystkie atrakcje ziemi włabrzyskiej połączyć w jedną całość i zorganizować tam COŚ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. EKSTRA fotki i filmiki .na żywo na pewno większa frajda .szlifuję technikę i piszę się w ciemno na WIELKĄ hałdę .jeszcze pare litrów potu i kto wie.... .pozdrawiam FLY P.S. szlifujcie formę bo czuję w sobie moc .

    OdpowiedzUsuń
  6. Bliżnięta- żywioł =powietrze,cechy najsilniejsze -szybkość,umiejętność komunikowania się,poszukiwanie nowych wrażeń......... czyli Lukasz OO......szczęśliwych zjazdów i powrotów

    OdpowiedzUsuń