Google Website Translator Gadget

wtorek, 10 maja 2011

Trudne amatora początki, czyli Puchar Polski Kielce 7-8.05.2011

Korzystając z chwili chciałbym zdać wszystkim zainteresowanym relację z naszej wspólnej, Maćka B i mojej, weekendowej przygody w postaci udziału w I edycji PP w Kielcach, które odbyły się równolegle z Mistrzostwami Europy. Ponieważ nie chcę się zbytnio rozpisywać postanowiłem, że artykuł ten będzie miał formę reportażu od podpunktów. To tak, żeby się nie zagubić w pisaniu i przelewaniu wszelakiej myśli na klawiaturę a potem na bloga. A więc do rzeczy:

WYJAZD:
Wyjazd z Opola w piątkowe popołudnie. Pogoda dopisuje, humory też ;) Rozkręcamy się w drodze do Kielc snując i strasząc się nawzajem „jak to będzie przej…”. Wiadomo, Kielce to najtrudniejsza z edycji PP a na dodatek jeszcze Mistrzostwa Europy. W co my się wpakowaliśmy? Dobrze, że jedziemy we dwójkę – jak jeden zaczyna zbyt pesymistycznie to drugi wyciąga z dołka i tak na przemian, aż do Kielc. Trasa około 4h30 dała nam się lekko we znaki – na miejscu jesteśmy około 18tej.

PADDOCK:
Nasze GAS GAS-y za kratkami

Park maszyn

Start usytuowany był na parkingu przed stadionem ARENA Kielce. Na miejscu już full ludzi i ekip z całego świata – Niemcy, Czesi, Brytole, Szwedzi, Włosi etc. Wjeżdżając na parking Szanownym Busem MParts mieliśmy wrażenie jakbyśmy wybrali nie ten pojazd co trzeba. Raczej jakiś dobry Caravan z wyższej półki lepiej by się wpasował w to międzynarodowe i kolorowe towarzystwo. Ekipy pełna profeska. My natomiast lekko przestraszeni entuzjaści ze swoim skromnym przy nich dobytkiem. Nie przejmujemy się jednak, bo ważna przecież jest SPRAWA dla której przyjechaliśmy – udział w zawodach :D Idziemy do biura zawodów. Wszystko na poziomie, bo wiadomo – Mistrzostwa Europy. W PP Opole pamiętam, że sytuacja zaplecza wyglądała bardziej…skromnie ;) Zgłoszenia już wcześniej wysłane przez macierzysty klub CKM – dodajemy tylko od siebie oświadczenia lekarskie, dostajemy uchwyty (30PLN) i transpondery za które musimy zastawić dowody osobiste (1200 PLN za zgubienie tego cuda), wypełniamy kwitki, wszystko szybko i sprawnie. Wracamy do busa, wyładunek motocykli, przygotowanie do odbioru technicznego. Oba GasGasy przechodzą gładziutko kontrolę głośności na pełnym gwizdku (ja tam dalej nie wierzę, że „seta” mieści się w normie ;) i kontrolę sędziowską. Sprawdzane są przy tym bezwzględnie dokumenty rejestracyjne, prawo jazdy, oc, opony ENDURO. Jedna z ekip na paddocku walczy z wymianą, bo wszyscy pozakładali sobie opony cross, a tu klops! Nie wpuszczają na kostkach.

Jeszcze wizyta w namiocie CKM. Co by nie mówić, klub bardzo fajnie wspiera zawodników. Przede wszystkim krótka odprawa z omówieniem trasy i niebezpiecznych miejsc. Przewodził M. Szuster, którego wypytywałem o punkty, na które trzeba uważać. Bardzo chętnie dzielił się z nami swoją wiedzą i wskazówkami. Potem jeszcze rozdanie do poszczególnych busów CKM kanistrów z paliwem (będą stały na PKCach i czekały na nas). Na koniec otrzymaliśmy zestaw ciuchów z logo CKM – kurtkę, koszulkę na motor z nazwiskiem na plecach oraz dwie koszulki z krótkim rękawem. Pełen radości odkrywam, że zgodnie z moja prośbą na moich ciuchach jest logo MParts i GasGas (zdjęcia są w posiadaniu MParts – wrzućcie na bloga, pliz :D)! Zmęczeni jedziemy do hostelu w centrum Kielc (40PLN doba/osobę). Hostel w porządku, dach nad głową, ciepła woda, prysznic, kibel, łózka są. Mamy niedaleko do stadionu (8min samochodem). Wieczorny filmik dla relaksu z szerokiego kineskopu umila nam czas :].

Przymiarki nowych barw klubowych

PORANEK SOBOTA:
Teraz się zastanawiam po co, ale wtedy postanowiliśmy, że z rana, przed startem pojedziemy na próbę cross i ją przejdziemy na piechotę. Wynikało to ze słów Szustera z odprawy dnia wcześniejszego „Jeśli podchodzicie do sprawy profesjonalnie to powinniście ja zobaczyć”. Fakt, miał rację. Tyle, ze my nie za dobrze spaliśmy w nocy, bo ja – lekki stres w głowie i ogólnie dużo emocji; Maciek B – pewnie to samo. Efekt tego był taki, że zerwaliśmy się o 6tej rano i na wygwizdowie łaziliśmy o 7.20 rano w końcu stwierdzając – jedźmy stąd. Próba cross była płaska jak stół, na zaorany i otwartym polu (trasa była zbronowana). Nic specjalnego. A miała jakieś 7km, wiec przejście 2 km zmoczyło nam nogi i lekko wychłodziło. Zabraliśmy się stamtąd w kierunku ARENY.

Próba cross podczas porannego obchodu

Na paddocku już ruch, bo pierwsi zawodnicy przygotowywali się do startów. Cyrk rozpoczynał się o 10tej, my mieliśmy wyznaczone starty ja – 11.28 a Maciek 11.33. Trochę sobie więc poczekaliśmy jeszcze. Wiadomo, jak jest tak dużo czasu przed czymś tak ważnym to płynie on niemiłosiernie wolno. Na pewno przed startem nie graliśmy w karty ani bierki. W głowie świdrował stres i natłok myśli. Zdążyliśmy na spokojnie zjeść jeszcze drugie śniadanie w okolicznej restauracji z herbatą. Potem powrót do busa, przebranie no i zaczyna się – wchodzimy po kolei po motory i na start.

TRASA TEORETYCZNIE:
Wiedzieliśmy, że trasa jest dla amatorów ciężka. Chodziło głównie o to, że nie było żadnego rozróżnienia dla Mistrzostw Europy, Mistrzostw Polski i Pucharu Polski. Tyle samo okrążeń (3 w ciągu dnia) i takie same czasy dla wszystkich. Podczas piątkowej narady sędziów, do których liczni amatorzy z PP zwracali się z informacją że takie poprzeczki są dla nas nie do przeskoczenia zdecydowano skrócić ilość okrążeń z 3 do 2. Także uwagi o trudnych, stromych podjazdach dały do myślenia i zdecydowano puścić trasę PP przez podjazdy dla kobiet z Mistrzostw Europy i 50tek. Możecie sobie teraz wyobrazić, że bardzo ułatwiono nam trasę. W rzeczywistości wspólnie z Maćkiem stwierdziliśmy, że może to i kobiety podjechały ale jak to zrobili goście na 50tkach to nie mamy pojęcia. Dla zobrazowania sytuacji – jak podjeżdżałem ten podjazd było 7 gości z mojej klasy, którzy nie mogli go zrobić, 4ech zrezygnowało bo zanotowali na nim 35 minutowe spóźnienia. Ja walcząc na podjeździe mijałem nie tylko przeszkody w postaci korzeni i kamieni ale leżących lub zjeżdżających w dół zawodników z PP.

Czasy na nieszczęście zostały te same dla wszystkich. Trochę frustrujące, bo wiadomo prawie było na 100%, że jeżeli trasa jest tak trudna jak mówią to nie zmieścimy się w limitach. Pomimo tego, wystartowaliśmy i każdy z nas starał się jak mógł, aby nie powiększać zbytnio spóźnień ;)

TRASA PRAKTYCZNIE:
Tu ciąg dalszy nastąpi, bo jest więcej pisania a nie mam teraz czasu ;) Postaram się dokończyć jutro. Może Maćkowi coś się uda dziś opisać? Pozdrawiam szlachetnie! :D

Obraz po bitwie


No to jedziemy. Wybiła 11.23, szybkie „powodzenia” do Macka i już idę po motor do parku maszyn. Startujemy w 3jkę – moi partnerzy lekko zestresowani bo pierwszy raz na PP w życiu. Ja o dziwo spokojniejszy – może dlatego, że wreszcie się już doczekałem i wiedziałem z wcześniejszych opolskich doświadczeń co się z czym je. 11.28 – bach Gas odpalony i jedziemy. Najpierw drogą asfaltowa wyjazd z Kielc. Na każdym skrzyżowaniu ruchem kierują policjanci – zatrzymuja samochody na nasz przejazd. Był też fotoradar. Mój współziomek lekko się zapędził i musiał hamować. Policjant pomachał palcem, nie zatrzymywał i jedziemy dalej. Z osiedlowej uliczki asfalt się kończy i wpadamy do lasku. Tutaj już zaczyna się zabawa. Współtowarzysze ostro odkręcili gaz i odeszli. Ja spokojnie trzymam swoje tempo, jeszcze nie rozgrzany to nie będę przeginał. Tym bardziej, że ścieżka już wymagająca. Piach, koleiny, dziury, małe podjazdy, gałęzie. Gas już lata na boki a to dopiero początek! Jednak warto było jeszcze zmiękczyć zawieszenie – trochę za twardo :/ W lasku już pierwsze kałuże i błoto. Plan – omijać z daleka. Lepiej objechać, nawet kosztem kilku sekund a się nie taplać i nie dać się wciągnąć. Po drodze doganiam współziomka ze startu – wybrał inną strategie i już motor wciągniety. Omijam bokiem, widze że chłop jak tur sobie poradzi i dalej spokojnie swoim tempem. Dojeżdżamy do pierwszego PKC, wcześniej ciekawy przejazd pod jezdnią dwupasmową. Trzeba się pochylić, położyć na bok bo wysokością to mieści się tylko motocykl. W połowie przejazdu znacznie się rozszerza ale już ostre błoto powstało i mój drugi współziomek krzyczy – Bierz z lewej – a sam próbuje wydostać motor z tej piwnicy. Mnie się udało – Gas przechodzi lekko. Podczas przejazdu Maćka kilku gości się tam poblokowało i atmosfera była lekko dusząca. Drugi opolski zawodnik prawie tam zemdlał z braku tlenu czekając w kolejce na przejazd.

Na PKC wjeżdżam z 3 minutowym zapasem. Chwila w boxie CKM, łyk wody, chłopaki z klubu biegają i pytają – benzyny, wody, coś trzeba? Lekko zdyszany mówię „nie, wszystko ok., dzięki za wodę, lecę dalej!”. I znów na trasie – wjazd na nasyp kolejowy wcale nie taki łatwy, bo po kształcie rogala i już wyrobiony. W głowie caly czas – spokojnie, trzymaj tempo to dopiero pierwsze okrążenie. Długa jazda wzdłuż torów, bardzo męczaca. Caly czas albo kamienie wielkości pięści i większe i mnóstwo, mnóstwo dziur. Nie da się szybko jechać. Po tych dołach zjazd z nasypu i wąską drużką przez młody lasek. Tutaj znów błota, dwóch gości walczy z wyjazdem bo zatopienie na ¾ koła. A ja boczkiem elegancko wale przez las i jadę stałym tempem. Motor skacze na dziurach, którą są cały czas. Za twarde zawieszenie :/ I tak dojeżdżam do próby cross. Tutaj szczerze – strategia to jazda stałym tempem, żeby nie za bardzo się zmęczyć. Mniej chodzi mi o czas. Dwóch gości podczas próby mnie wyprzedza. Próba niemiłosiernie długa – gaz, hamulec, zakręt, gaz, hamulec, zakręt i tak przez 7 kilometrów skacząc i wierzgając po nierównym piaskowym podłożu. Wreszcie koniec – mój czas to 11min (Maciek wykręcał 9:30). Ok., koniec katorgi jedziemy dalej.

Trasa teraz wije się wzdłuż nastepnych torów drogą. Dość równo, więc można przycisnąć. Jednak co rusz hamowanie bo łąka a na łące mokradła, motor hamuje jakby ktoś hamulce wcisnął. Wiele omijania, trzymania gazu na maks. Czuje jak po plecach uderzają mnie fruwające łaty śmierdzącego błotska. Trzeba mądrze wybierać ścieżki bo już nieźle wszystko zryte. Niezliczona ilość męczących przepraw przez rozjeżdzone rowy. Na granicy wtopy i wciągniecia przez brudną maź. Po naprawdę sporym odcinku nawrót pod torami (przejazd ze śmierdzącą rzeczką) i wzdłuż torów z powrotem mokrymi łąkami. Znów mnóstwo błota, kolein wyżłobionych w tym bagnie. Trzeba trzymać gaz bo jak puścisz to koniec. Na wysokości przejazdu dochodzi mnie Maciek (róznica między nami była jakieś 10min na starcie) i zadowolony, że niedługo mnie wyprzedzi. Ja już wracam a on w drugą stronę. Widzi mnie z przeciwległej strony trasy. Niestety plany pokrzyżował mu przejazd pod torami – maź wciąga i gdyby nie pomoc zwycięzcy PP (nota bene też na GG Ec250) zostałby tam już na amen. Oddalam się na bezpieczną odległość ;) Odcinek bardzo wymagający fizycznie.

Przed dojazdem na PKC2 masakryczne błoto (dawno go nie było po drodze). Jedynka i targasz przez koleiny lub bezpieczniejszym torem jazdy (każdy ryzykuje w tej brei). Mnóstwo pijanych kibiców, którzy chcą ci „pomóc”. Zlany potem udaje mi się bez problemów przejechać i na PKC2. Tam widzę, że mam 5mim spóźnienia. Łyk wody w boksie CKM`u i dalej w trasę. Zaraz za PKC Enduro test. Próba bardzo podobna w Gogolinie (podłoże prawie identyczne). Długa, około 5km. Podjazdy, zjazdy i inne cuda na kamienistej glince. Teraz sucho, ale gdyby był deszcze byłoby niesamowicie ślisko. Po próbie jestem tak zmęczony, ze nawet nie zwracam uwagi na czas. Zaczyna działać stres związany z powiększającym się opóźnieniem. To się czuje, że się za wolno jedzie ;)

GasGas EC250 w rękach Maćka na próbie enduro - zdjęcia pochodzą z EnduroSport.pl, wykonane przez Studio 43300

Następny odcinek przez las. Wcześniej jednak trial wzdłuż budowanej obwodnicy – jazda maksymalnie dwójką, przejazd przez dołki, obok korzeni. Coś takiego, jak ten objazd w Opolu, który jedzie się w lesie wzdłuż torów karczowaną górą bo podczas PP ścieżką na dole było masakryczne błoto, które wciągało na amen (tam się wielu utopiło). Spokojna jazda trial zamienia się nagle w góre - długi niespodziewany podjazd po kamieniach. Za wolno – odbijam w prawo i sprytnie ciągle jadąc biorę go „hakiem”. Po wjeździe do lasu nic już nie jest takie samo. Cały czas błotniste, głębokie przeprawy (jedna to chyba ze 100 metrów miała), niemiłosiernie długie proste z bardzo niebezpiecznie wystającymi „gładkimi” kamieniami. Gas co rusz odstrzeliwuje w lewo lub prawo – ehh, za twardo, za twardo!. Trzeba uważać bo rzuca na boki. W razie wtopy kontakt z drzewem 100%. Odcinek ciągnie się i ciągnie. Nie ma ani grama miejsca na odpoczynek. Cały czas koncentracja i napięcie mięśni. I nieskończone przeprawy błotne. Mało kibiców w tej dżungli. W razie wessania jesteś skazany na siebie albo innych ridersów o ile będą chcieli Ci pomóc.

Wreszcie wyjazd i chwila oddechu. Kawałek odcinka wzdłuż obwodnicy i znów następny las. Ten moment można zobaczyć w tym filmiku co go ktoś tutaj wrzucił pierwszego w komentarzach (od około 8mej minuty jest wyjazd z lasu).

Wjazd do lasu czym wita? Ano oczywiście błotem i następną przeprawą. Takich tutaj jest bez liku. W głowie myśli – ok., teraz jest jeszcze spoko, ale cały czas cyrk trwa. Jak taka chmara przewali się przez tą maź to z okrążenia na okrążenie będzie bardzo, bardzo trudno się przebić przez ten syf :/ Jadę dalej i dopiero teraz zaczynam czerpać trochę przyjemności. Zaczynają się górki i podjazdy. A wiec standardowo – najpierw gaz maks i WOP!WOP!WOP! i zjazd. I tak w kółko. Zrobiło się przyjemnie. Dojeżdżam do następnego podjazdu w wąwozie. Zatrzymuje się i widzę, że wcale nie tak trudno ale start do podjazdu zaczyna się w czym? Ano w głębokiej brei. Najpierw musisz się przebić a dopiero wtedy jakoś rozpędzić na podjeździe i ciąąąągnąąąććć….
Podbiegają do mnie kibicie i krzyczą: POLAK?POLAK? Mówię tak a oni: Chodź chodź tutaj zdejmiemy Ci taśme i jedź tedy!! Widzę, że ich objazd z prawej wcale nie taki fajny się wydaje bo wyglądał identycznie jak w Siedlęcinie. Błoto i pionowo w górę, potem lekki trawers i zjazd poboczem wąwozu w dno i dalej wspinaczka już wąwozem do góry (widać to na samym końcu filmiku z komentarzy – ten wąwóz). Wolę jednak to niż topienie się w brei – tym bardziej że walczy tam jakiś biedak. Strzał ze sprzęgła i poszło. Boczkiem wjechałem, lekki trawers, zjazd i pełna kitu w góre. Uff, poszło. Maciek opowiadał mi potem, że jemu też tak pomogli w tym miejscu.

Jade dalej wyszukując rozjazdu na trasę 50tek. Tam to bowiem czaił się ten słynny trudny podjazd. Po drodze jeszcze kilka zjazdów i łatwiejszych podjazdów. Wreszcie dojeżdżam do miejsca z oznaczeniemi dla 50tek i WOMAN. Patrzę jakiś chłop stoi i się do czegoś przymierza. W dali widać spokojny podjazd, ale ginie on za zaroślami. Nie wiedziałem, że to już to. Myśle, ok. – jakis podjazd następny, Wbijam od razu 2kę, clutch control i jazda. Nie zastanawiając się dość mocno przyśpieszam. Otwarcie zaworu i już ogień pod górę. Wraz z upływem metrów motor zaczyna wierzgać jak szalony – korzenie i kamienie robią się naprawdę duże. Jakiś gość wali na mnie na czołówę zjeżdżając z góry (wcześniejsza para) i wtedy dochodzi do mnie, że to właśnie TEN podjazd. Chłopak nie dał rady i wraca żeby znowu spróbować. W tym momencie przekręciłem manetkę na maksa, nogami chwyciłem motor, podciągnąłem się na kierownicy i RURA! Podjazd zmienił się w mocno stromą ścianę. Zaaferowany waliłem naprzód żeby tylko się nie zatrzymać. Co rusz podbijało tylne koło o kamienie i korzenie, ale ani razu nie odjąłem manetki tylko clutch control. Nie było ani grama równej powierzchni na tym podjeździe. Mijam po drodze 4ch gości, którzy nie dotarli na szczyt i leżą na boku. Czuje ich zazdrosne spojrzenia jak Gas przelatuje koło nich wrzeszcząc i ciągnąć jeźdźca do góry. W dół to makabra. Po kamieniach nie zjadą, trzeba ten stromy odcinek albo zsunąć moto albo w góre kibiców o pomoc prosić. Współczułem biedakom.

Dotarłszy a raczej wyleciawszy przez krawędź na szczyt stanąłem i krzyczę ze szczęścia!! Kibice biją brawo. YEAAAHHH!!!! Ale wstrzyk radochy ;)

Po podjeździe jeszcze jakieś 5 min ciekawymi ale stromymi zjazdami do wyjazdu z lasku. Spokojnie wyjeżdżam z górskiego odcinka, dróżka i jestem na PKC1 z powrotem gdzie zacząłem przygodę. Skończyłem 1sze okrążenie ze spóźnieniem 14 minut, ledwo dyszę i nie mam pojęcia skąd wezmę siły na następne., ostatnie tego dnia kółko…..

Ok. ludziska – Podsumowanie napiszę jutro, bo dzisiaj już wyczerpałem wenę :D

Fajny filmik który pokazuje trudy trasy:
http://www.youtube.com/watch?v=8XVk59JzHpA

PODSUMOWANIE:
Nieźle tutaj naskrobałem, więc na koniec chciałbym się już streścić ;)

Na drugim kółko jechało mi się trochę lepiej. Znałem już trasę, wiedziałem gdzie mogę nadrobić a gdzie lepiej zwolnić. Problemem oczywiście były mocniej rozjeżdżone błota, które coraz trudniej było przejeżdżać. Na próbie cross jechalo mi się zdecydowanie lepiej niż w pierwszym okrążeniu, ale o dziwo miałem identyczny czas! Wyszło zmęczenie. Dojeżdżając do próby Enduro zaczął się kryzys (fizyczny jak i psychiczny). Przed próbą głupio posłuchałem kibiców, pojechałem wskazywanym szlakiem i utknąłem w czarnej mazi:/ Na szczęście mi pomogli – chodziło im o widowiskowość oczywiście. Próbę Enduro jechało mi się bardzo ciężko i zdecydowanie wolniej co widać po czasach.

Żólty GasGas EC125 w rękach najspokojniejszego czlowieka na ziemii - LOO w akcji na próbie Enduro;) - zdjęcia z endurosport.pl wykonane przez studio 43300

Za próbą enduro wjazd do lasu po standardowym odcinku wzdłuż obwodnicy. Czuje jak ręce zaczynają być miękkie jak wata i nie reagują na moje myśli. Błoto w lesie wyjeżdżone straszliwie i trzeba mądrze wybierać ścieżki. Już nie słucham kibiców i ufam swojemu instynktowi, co zwraca się pozytywnie – wszystko elegancko przejeżdżam. Gdzieś w środku lasu wybieram jednak złą koleinę i motor utyka nie w brei tylko między wykopanymi korzeniami. Zsiadam, chcę wyciągać i prawie wypluwam płuca – zero siły. Na moje znów szczęście znikąd podbiega dwóch młodych chłopaków. Raz dwa – pomogli mi wyciągnąć motor. Jadę dalej, zaczęły się kamienie. Sił totalnie brak i na jednym z nich wybija mnie , nie utrzymuje Gasa, przewracam się na prawy bok i zatrzymuje się barkiem na drzewie. Podnoszę motor a przed oczami mroczki – teraz nie mam już w ogóle mocy, po prostu ZERO. Wiedząc, że dalej są jeszcze cięższe błota i podjazdy podejmuje decyzję o rezygnacji – dla dobra siebie i motocykla. Przejechałem 1 i 2/3 okrążenia, dojeżdżam do PKP i zgłaszam swoje wycofanie z rajdu. Teraz troche żal, ale wtedy na tym PKPie dyszałem i sapałem jakbym miał wyzionąć ducha. Spokojnie asfaltem wracam na finisz.

Widzicie więc, że w moim przypadku nie doszło do przejechania całego dnia zawodów. Zabrakło zwyczajnie siły fizycznej. Przed zawodami ćwiczyłem regularnie i mocno, ale wyszło, że jednak za mało. Stwierdzam, że enduro to jeden z najbardziej wymagających sportów, gdzie koncentracja psychiczna musi iść w parze z wydolnością i siłą. Dodatkowo trzeba to wszystko na spokojnie robić, żeby stres związany z jazdą, dojeżdżaniem na czas i jeszcze trzymaniem dobrego tempa nie zabierał Ci mocy.

Pełen szacunek dla Maćka, który ukończył oba okrążenia i pojawił się na mecie ze spóźnieniem, ale jednak. Obaj zdecydowaliśmy zrezygnować z udziału w nastepnym dniu, gdyż byliśmy bardzo wyczerpani. Przerażała nas rozjeżdzona trasa i fakt, że jesteśmy…tacy słabi. To prawda, do następnego rajdu trzeba zacisnąć pięści i troche przypakować, bo bez tego nie uda nam się przejechać dwóch dni na moto w szybkim tempie.

Za tydzień II edycja PP w Sokółce – ja ze względów na odległość tego miejsca od Opola nie biorę udziału, ale w czerwcu jest III edycja na Słowacji, dość blisko bo koło Zakopca i tam na pewno jadę. Zapraszam do spróbowania w Pucharze swoich sił – rajdy enduro obrzydzają człowiekowi tak na jeden, max 2 dni jazdę na motorze. Po tym czasie jednak pragnienia wracają i myśli się już tylko kiedy znów będzie można startować i jeździć w ciekawych miejscach 

Poniżej moje uwagi i spostrzeżenia. Maciek, może coś wpadnie Ci do głowy i dopiszesz?
- zbyt twarde zawieszenia i nieregulowanie ich przed i po próbach (tak robili inni zawodnicy – na trasę miękko i podróżniczo, na próby twardo)
- za mało wzięliśmy kanistrów (nie uwzględniliśmy dotankowania przed zdaniem do parku maszyn naszych Gasow w pierwszym dniu po finiszu – na szczescie nie startowaliśmy ;)
- niepotrzebnie ściągałem kurtkę na PKC1 (mogło mnie wychłodzić = zanik sił)
- za mało odpoczywałem i za dużo się stresowałem czasami (jechałem non stop jakieś 4h30, tylko piłem z Camelbaga wodę, a powinienem wciągnąć chociażby snickersa na którymś z PKC)
- raczej nie słuchaj kibiców, szczególnie tych z browarem w ręku i brudnych od błota, a bez motocykli ;)

Zapraszam na relację na blog eoracing.pl – też ciekawy opis uczestnika MP 
Nasze czasy można zobaczyć na stronie motoresults.pl (kolejność czasów - pierwsza próba Cross, druga Enduro, znów Cross i znów Enduro).

20 komentarzy:

  1. Najważniejsze że pojechaliście, teraz możecie dzielić się doświadczeniami.
    Tatsu

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę że łukasz ma większy talent dziennikarski więc zdam się na niego jeśli chodzi o opis zawodów i trasy.Nasze odczucia i doświadczenia były podobne , dodam tylko że ciesze się z pokonania całej trasy 2 krotnie zgodnie z wytycznymi organizatora. Przekroczyłem limit spużnienia o min. i czterdziesci sekund, wiele mi nie zabrakło do bycia z klasyfikowanym. Do startu w drugim dniu zabrakło siły fizycznej.To był prawdziwy extrim.Szkoda że organizator się troszkę nie wysili i nie przygotował luzniejszych czasów dla PP. Nie słyszałem o takich praktykach na innych zawodach.Ogólnie to fajnie jest poczuć prawdziwe zawody enduro od kuchni.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. trochę trasy na żywo :) - fajny filmik
    http://www.youtube.com/watch?v=V6Y1siFL1ME

    OdpowiedzUsuń
  4. Podjazd:
    http://www.youtube.com/watch?v=_cNuEuyLl5I

    OdpowiedzUsuń
  5. pełen szacun, żałuję na maxa, że nie pojechałem. kończ, kończ panie Ł.O.O.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczyna się dobrze, czekamy na opis trasy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne przeżycia - czytając, czuje się tak jakbym tam była :) - super! Już nie mogę doczekać się końca opowieści.

    Ps. Anonim dodający link na filmiki to ja :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę przyznać że łukasz pojechał pierwsze okrążenie lepiej niż ja, miał mniejsze spużnienie co było następstwem mądrze wybieranego toru jazdy na przeprawach błotnych. Ja utopiłem się trzy razy i bez pomocy został bym tam.To dowodzi że enduro to sport dla ludzi myślących. Na szczęście wyciągnąłem wnioski i drugie kółko poszło mi znacznie lepiej i bez pomocy dotarłem do mety.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale fajna relacja :))) Fajnie było was spotkać :)

    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  10. Szacuneczek ,nie widziałem (nie czytałem)lepszej recki z zawodów.Ja to nic nie pamiętam jak jadę :]Oddał bym nerkę aby być na Twoim miejscu ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Powinieneś jeździć na zawody i w nich startować choćby z obowiązku dziennikarskiego.
    Twoja relacja jest bardzo szczegółowa a zarazem czyta się ją jednym duszkiem, po prostu SUPER lektura - może jednak skusisz się na Sokółkę ??
    Reszta blogowiczów powinna złożyć się na Twój start w zawodach bo czytając Twoją relację można poczuć się jak uczestnik zawodów!

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha! Dziękuje za pozytywne komentarze na blogu i cieszę się, że relacja Wam się podobała. Mogłem trochę więcej jeszcze opisać, ale nie chciałem się rozwlekać i przynudzać ;) Cóż, Sokółka bardzo korci, ale sam dojazd w jedną strone to Enduro, nie wspominając o kosztach. Do terminu Słowacji uda mi się zarobić na zabawę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. kurdeeee .... co się stało z blogerem ?? gdzie zakończenie !!!! ????

    OdpowiedzUsuń
  14. piętek trzynastego :( myślałem że mam utwartego bloga, ale niestety ...

    OdpowiedzUsuń
  15. panowie szacunek

    OdpowiedzUsuń
  16. Łukasz czy masz gdzieś zapisane zakończenie /podsumowanie :( - gdzie ono jest .... ? chcę je jeszcze raz przeczytać :( !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Spoko, zakonczenie mam na szczescie w wordzie bo tak pisalem - jak bloger wroci do stanu rownowagi (nie moge sie zalogowac) to wkleje. Nic na szczescie nie zginelo :) Pozdr. Lukasz OO

    OdpowiedzUsuń
  18. Super relacja!!! daje odczuć co to jest prawdziwe ENDURO!!!
    W zeszłym roku miałem okazje przejechać trase ME i to było prawdziwe wyzwanie, dobrze, że PP miał liczone 2 kółka;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Szkoda że nie wpadacie na PP do Sokółki mam tam tylko 50 km i z chęcią bym popatrzył jak radzicie sobie na GG . Na moje starty w tym roku nie ma co liczyć , brak przygotowania siebie i mojego Gas Gas'a :)

    OdpowiedzUsuń
  20. No problem Kuba, będzie startował na GG 125 w MP

    OdpowiedzUsuń